Fandom: Marvel Comics
Pairing: Wade Wilson/Peter Parker - Spideypool
Ostrzeżenia: sex pollen, masturbacja, autofellatio, deep throat, palcóweczka, anal, seks w miejscach publicznych (aucie). ableizm (jeśli bierzemy pod uwagę zgryźliwe komentarze agentów), potwornie niska samoocena, hurt/comfort, od smutu do fabuły.
Spider-man zdołał uciec porywaczom, jednak w strzałce, która trafiła go w bok, nie było środka usypiającego. Peter nie wie, co byłoby lepsze i nawet nie może skupić się na tyle, by się nad tym zastanowić. Pomoc może zapewnić mu tylko S.H.I.E.L.D. a ci sprowadzają środki specjalne, a raczej jeden. Kto powiedział "złe dobrego początki" zasługuje na Nobla czy cokolwiek innego.
Pairing: Wade Wilson/Peter Parker - Spideypool
Ostrzeżenia: sex pollen, masturbacja, autofellatio, deep throat, palcóweczka, anal, seks w miejscach publicznych (aucie). ableizm (jeśli bierzemy pod uwagę zgryźliwe komentarze agentów), potwornie niska samoocena, hurt/comfort, od smutu do fabuły.
Spider-man zdołał uciec porywaczom, jednak w strzałce, która trafiła go w bok, nie było środka usypiającego. Peter nie wie, co byłoby lepsze i nawet nie może skupić się na tyle, by się nad tym zastanowić. Pomoc może zapewnić mu tylko S.H.I.E.L.D. a ci sprowadzają środki specjalne, a raczej jeden. Kto powiedział "złe dobrego początki" zasługuje na Nobla czy cokolwiek innego.
Coś, a dokładnie pajęcze zmysły, mówiło Peterowi, że gdyby się zatrzymał, byłby to największy błąd jego życia. Sunął w powietrzu między oświetlonymi wieżowcami Nowego Yorku, walcząc w locie o każdy haust zimnego, nocnego powietrza. Miał jeden cel - wrócić do swojego pokoju i zaszyć się w nim, najlepiej w bezpiecznym, pajęczym kokonie. Jego zmysły szalały, ale brzmiały inaczej - jak wrzask dziecka, którego nie możesz zignorować, emitowany z koncertowego głośnika tuż za twoimi oczyma. Ten wrzask wkręcał się w jego czaszkę, ogłuszając inne zmysły, więc Peter uciekał, już nie wiedząc przed czym.
Szczęśliwie okno jego pokoju było uchylone tak, jak je zostawił 3 godziny temu. Mieszkanie było puste i ciche. Dopiero w bezpiecznych, czterech ścianach, zmysły zaczęły cichnąć, a on sam uspokajać. Poczuł, jak potwornie ciasno przylegał do niego spandeks, zupełnie jakby stopił się z jego skórą, utrudniając tym jego ruchy i oddychanie. Mrowiły go mięśnie jak po całodniowym biegu, każdy szybki oddech palił. Peter zawarczał i drżącymi palcami ściągnął z twarzy maskę i odrzucił ją w kąt pokoju, a zaraz za nią podążyła góra kostiumu i rękawiczki. Był taki rozgrzany i niespokojny.
Poszedł do łazienki, marszcząc oczy w oślepiającym świetle jarzeniówek. Uniósł prawą rękę do góry, żeby obejrzeć w lustrze miejsce, w którym trafiła go strzałka wypuszczona przez jednego z nieudolnych porywaczy. Na skórze nie było po niej ani śladu, tylko drobny ślad krwi, co go ucieszyło. Jednak jego uwadze nie umknął pot i rumieniec wspinający się po jego klatce piersiowej, przez szyję do twarzy. Musiał się umyć.
Ściągnął ostatni kawałek kostiumu i jęknął, kiedy zobaczył, że miał erekcję. Nie miał pojęcia, jak mógł jej nie zauważyć. Podniecenie po walce było typowym problemem, jednak teraz prawdopodobnie miał gorączkę, jego organizm walczył z jakąkolwiek słabą trucizną, jaką mu zaserwowali. Nie miał nawet ochoty się nią zajmować.
Prysznic przeszedł rutynowo - głowa, ciało i jednak masturbacja, później kilka minut odpoczynku. W tym czasie zdążył przemyśleć, co zamierzał zrobić. W domu poczuł się o niebo lepiej i zdecydował, że nie będzie niepokoić doktora Bannera i Avengersów próbą porwania. Przynajmniej na razie. Teraz potrzebował snu i swojego łóżka.
Szczęśliwie okno jego pokoju było uchylone tak, jak je zostawił 3 godziny temu. Mieszkanie było puste i ciche. Dopiero w bezpiecznych, czterech ścianach, zmysły zaczęły cichnąć, a on sam uspokajać. Poczuł, jak potwornie ciasno przylegał do niego spandeks, zupełnie jakby stopił się z jego skórą, utrudniając tym jego ruchy i oddychanie. Mrowiły go mięśnie jak po całodniowym biegu, każdy szybki oddech palił. Peter zawarczał i drżącymi palcami ściągnął z twarzy maskę i odrzucił ją w kąt pokoju, a zaraz za nią podążyła góra kostiumu i rękawiczki. Był taki rozgrzany i niespokojny.
Poszedł do łazienki, marszcząc oczy w oślepiającym świetle jarzeniówek. Uniósł prawą rękę do góry, żeby obejrzeć w lustrze miejsce, w którym trafiła go strzałka wypuszczona przez jednego z nieudolnych porywaczy. Na skórze nie było po niej ani śladu, tylko drobny ślad krwi, co go ucieszyło. Jednak jego uwadze nie umknął pot i rumieniec wspinający się po jego klatce piersiowej, przez szyję do twarzy. Musiał się umyć.
Ściągnął ostatni kawałek kostiumu i jęknął, kiedy zobaczył, że miał erekcję. Nie miał pojęcia, jak mógł jej nie zauważyć. Podniecenie po walce było typowym problemem, jednak teraz prawdopodobnie miał gorączkę, jego organizm walczył z jakąkolwiek słabą trucizną, jaką mu zaserwowali. Nie miał nawet ochoty się nią zajmować.
Prysznic przeszedł rutynowo - głowa, ciało i jednak masturbacja, później kilka minut odpoczynku. W tym czasie zdążył przemyśleć, co zamierzał zrobić. W domu poczuł się o niebo lepiej i zdecydował, że nie będzie niepokoić doktora Bannera i Avengersów próbą porwania. Przynajmniej na razie. Teraz potrzebował snu i swojego łóżka.
Obudziła go poranna erekcja, wbijająca się w materac łóżka. Chciał się zaśmiać, ale z jego ust uciekł załamany jęk, kiedy nieumyślnie potarł kutasem o szorstką bawełnę. Podparł się na łokciach, ocierając się biodrami o materac i napluł na lewą dłoń, którą wsunął pod kołdrę. Niepotrzebnie marnował ślinę, na materacu już błyszczała wilgotna plama, a jego kutas był wystarczająco mokry, żeby po nim przyjemnie sunąć pięścią. Kiedy otoczył erekcję dłonią, zabluźnił i wtulił czoło w poduszkę, zerkając w dół, żeby obserwować każdy ruch swojego kościstego nadgarstka. Usta miał przez cały czas uchylone i każdemu ruchowi towarzyszył komentarz. Peter był z natury wygadany, a kiedy podniecony, nie potrafił zapanować nad swoim językiem, więc wzdychał, jęczał pod nosem i gadał od rzeczy, czasami przerywając, żeby stłumić gardłowy chichot. Dopiero kiedy spuszczał się w swoją dłoń i na materac, zamknął się, zagryzając dolną wargę. Przekręcił się na bok z leniwym uśmiechem, uważnie omijając mokrą plamę. Nie myślał jeszcze o tym, jak zamierzał ją sprać. Wstał po chusteczki, którymi wytarł dłoń i penis, naciągnął na tyłek czyste bokserki i poszedł do pokoju, łączącego kuchnię i salon.
Włączył stary telewizor, przełączając na powtórkę Wiecznego Studenta i otworzył lodówkę, żeby tylko wzdrygnąć się w szoku. Spojrzał w dół na twardniejącego w bokserkach Petera Juniora.
- Jezu, oby to nie przez Ryana Reynoldsa - zażartował, przełykając ślinę z niepokoju. Był głodny, cholernie głodny, ale widok jedzenia nie powinien był go tak uszczęśliwiać. Poza tym właśnie sobie ulżył kilka minut temu, stamina superbohatera staminą, miał świetne osiągi cardio, ale nigdy wcześniej coś takiego mu się nie przydarzyło.
Zastanawiał się, czym powinien się najpierw zająć, ale nagle zaburczało mu w brzuchu. Wyciągnął z lodówki jedzenie, które poprzedniego dnia dała mu ciocia May na ich piątkowym obiedzie. Normalnie starczyłoby mu na cały weekend, ale był naprawdę głodny. Wsadził pierwszy półmisek do mikrofali i czekając na niego, wstawił wodę na herbatę i przyssał się do butelki niegazowanej wody. Nie zdał sobie sprawy, że za jednym zamachem opróżnił ją do połowy, dopóki nie odstawił jej na blat. Przyłożył dłoń do czoła, ale nie było rozgrzane. Jedynym logicznym wyjaśnieniem było to, że trucizna, jaką mu zaserwowali, była silniejsza niż początkowo sądził.
Jedzenie zajęło jego myśli na dłuższy czas. Kiedy najedzony położył się na kanapie i przełączył na wiadomości, odkrył, że erekcja dalej napierała na jego bokserki, a nawet sączący się z niej preejakulat zmoczył je na tyle, że Peter spokojnie widział zarys główki przez materiał. Była, ale mu nie przeszkadzała. Unosząc jedną brew w zdziwieniu, stwierdził, że ją zignoruje.
Zajął się nią po kilku minutach, kiedy zaczęła go doprowadzać do szału. Sięgnął dłonią pod przemoczone bokserki, wyciągając z nich penis, żeby szybko i z wyczuciem się nim zająć. Doszedł na brzuch, napinając mięśnie na tyle mocno, że czuł je jeszcze dłuższą chwilę i przeszyła go fala mdłości. Spermy było cholernie dużo. Chciał się tym zaniepokoić, ale zwyciężyła ochota na drzemkę.
Po około godzinie obudził się ponownie z dumnie uniesioną erekcją. Peter zabluźnił, zakrywając ramieniem oczy, kiedy zajmował się sobą druga ręką. Spermy było tyle samo, co wcześniej, ale Peter Junior pozostał zaczerwieniony i lekko napuchnięty. Peter Senior wziął zimny prysznic, zmywając z siebie świeżą i starą spermę, dokończył wcześniej otworzoną butelkę wody, ponownie zagotował wodę i tym razem przygotował sobie herbaty. Zrobił się znowu głodny. Wykończył drugi półmisek od cioci May, kiedy znów poczuł ucisk i mrowienie w podbrzuszu.
- Ja pierdolę, nie wierzę. - Nasz superbohater zabluźnił, co oznaczało, że było już naprawdę źle i niedorzecznie. Szczególnie, że tej erekcji już nie dało się ,,zignorować". Ręce świerzbiły, żeby tylko sięgnąć w dół, a nawet jeszcze niżej, chociaż dawno tego nie robił.
Poszedł do swojego pokoju, wyciągnął z szafki nocnej lubrykant i położył się na środku łóżka, nie zważając na zaschniętą plamę. Wycisnął lubrykant na lewą dłoń, zamknął buteleczkę i odrzucił ją gdzieś w nogi łóżka. Kilka razy zachęcająco poruszył śliską dłonią po erekcji. chociaż nie było to w żadnym stopniu potrzebne i miał już w głowie inny plan. Uśmiechając się pod nosem, sięgnął dłonią niżej aż za jądra i sapnął, kiedy przeciągnął koniuszkiem palca wskazującego po swojej pajęczej dziurce. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek było to takie przyjemne, ale bez oporu wsunął palca głębiej, chwaląc się przy tym. jaki był dobry i grzeczny. Nie myślał trzeźwo, ale pewnie każdy miałby z tym problem przy takiej wielkiej erekcji. Do jednego palca dołączył drugi, jego klatka unosiła się coraz szybciej, zupełnie jak jego palce, które zginał pod różnymi kątami. Po chwili do jednej ręki dołączyła druga, którą otoczył głowę penisa, drażniąc ujście cewki. Jezu, powinien był już dojść!
- No dalej, dalej, dalej, - mamrotał, jęcząc, kiedy już zaciskał się wokół swoich trzech palców, poruszając spazmatycznie biodrami. - Och, Stary. No jeszcze trochę, Spidey. Wiem, że potrafisz, oj potrafisz, cholera.
Kiedy doszedł, dreszcz przeszedł przez całe jego ciało, wstrząsając nim od czubka głowy po koniuszki palców, aż zamgliło mu się przed oczyma. Był przerażony. Gdy zerwał się z łóżka, jego mięśnie głośno zaprotestowały i świat przez chwilę wirował, jednak musiał znaleźć swój telefon, a ten leżał w drugim pokoju na stoliku do kawy.
Petey szybko wybrał numer doktora Bruce'a Bannera, ale jak na złość włączyła się poczta głosowa, a nie zamierzał zostawiać na niej żadnej wiadomości. Wtedy zadzwonił do Kapitana Ameryki, bo wiedział, że nie będzie próbował być zabawny jak Tony, chociaż to z nim wolałby rozmawiać na takie tematy. Jednak stary, dobry kapitan także nie odebrał. Tony też, chociaż odebrał Jarvis i spytał, jak może pomóc.
- Gdybyś mógł skontaktować mnie jak najpilniej z doktorem Bannerem. Byłbym zobowiązany - przełknął ślinę, przeczesując nerwowo włosy.
- Niestety jest w Europie na misji z Avengersami, ale jak tylko będzie osiągalny, powiadomię go, że dzwoniłeś. Zostawić mu jakąś wiadomość?
- Nie - palnął i natychmiast zaczął się poprawiać: - tak, tak, poproszę. Chociaż to banalne, ale proszę powiedzieć, że to bardzo pilne, naukowe i wydaje mi się, że tylko on może mi pomóc.
- Dobrze. Jeśli mogę służyć radą, może powinieneś zgłosić się do SHIELD o pomoc?
- Nie myślałem o tym, ale dziękuję Jarvis, przemyślę to na pewno.
- Do usług. Miłego dnia.
- Tak, miłego.
Peter nie był fanem SHIELDu - stanowił ostateczność. Może i agent Coulson był zajebisty, godny zaufania i no tak, zajebisty, ale nie chciałby mu powierzać problemu o takim bagnistym podłożu. Jezu, nikomu nie chciał o tym mówić. Poza tym Shield składał się głownie z nieznanych mu agentów, dlatego postanowił dalej radzić sobie z ciągłym podnieceniem samemu.
Dochodziła 16, Peterowi skończyło się w lodówce jedzenie. Pierwszy raz żałował, że dotychczas żywił się jedzeniem na wynos i nigdy nie dbał o zapasy w lodówce. Specjalnie zapisał sobie drżącą z przemęczenia dłonią, że zacznie jeść lepiej. Miał już za sobą 10 orgazmów. Każda kolejna erekcja przychodziła coraz szybciej i zajmowała coraz więcej czasu i energii. Peter nie chciał umrzeć (na pewno nie tak); dlatego zamówił cholerną ilość jedzenia z ulubionej knajpki i wołał nie myśleć o rachunku.
Właśnie rozciągał się na podłodze w pozycji horyzontalnej z głową między kolanami i penisem wiszącym w dół, idealnie w kierunku jego rozchylonych. spierzchniętych ust, kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi. Resztkami rozsądku zarzucił na siebie koszulkę i szerokie dresy, które i tak nie ukrywały jego erekcji. Pamiętał nawet o portfelu.
Kiedy otworzył drzwi, stała przed nim śliczna dziewczyna w okropnym pomarańczowym stroju i Peter miał ochotę się na nią rzucić, szczególnie, gdy na jego widok, a sądził, że pewnie widać było po nim, co robił jeszcze minutę temu, jej twarz oblał czerwony rumieniec. Przez myśl mu przemknęło, czy dalej by się tak rumieniła. gdyby miał głowę między jej nogami albo i coś jeszcze lepszego...
- Jasna cholera - syknął na siebie, odwracając wzrok. - Dzięki za jedzenie. Ile płacę?
Dziewczyna jąkała się, doprowadzając go do szału. Czy wiedziała do jakiego stanu go doprowadzała?
- 39,90 dolara, proszę pana.
- Super, dzięki, tu masz 4 dychy. - Wcisnął jej pieniądze w kieszeń polówki (tak blisko piersi) i zabrał jej z rąk jedzenie. - Miłego dnia, jeszcze raz dzięki.
- Smacznego - powiedziała, ale drzwi były już zamknięte.
Peter spanikował, jednak w tej panice pozwolił sobie otworzyć pudełko skrzydełek. w które się wgryzał. Był niebezpieczny, był tak bardzo niebezpieczny i napalony. I zmęczony. I głodny. Czasami zdarzało mu się myśleć o śmierci, często tragicznej, ale nie takiej...
Pochłonął cały kubek skrzydełek, zanim zebrał się garść i sięgnął po telefon, żeby zatelefonować do agenta Coulsona. Oczekiwanie na połączenie trwało wiekami. Peter walczył z chęcią ponownego rozwinięcia się na dywanie i czekania na rozmowę z penisem w ustach. Jeszcze miał trochę samokontroli, dlatego zajął usta nóżkami kurczaka. Kiedy usłyszał głos Coulsona, jęknął wokół kości.
- Spidermanie? - usłyszał, jak agent odchrząkuje znacząco. Może kryjąc lekkie zdziwienie lub zakłopotanie... albo i podniecenie, Peter uśmiechnął się pod nosem, ale zaraz uderzył się dłonią w czoło. Wyciągnął też kość z ust.
- Jest mi tak cholernie przykro, ale jestem w napiętej sytuacji i potrzebuję pomocy - wyrzucił z siebie.
- Gdzie jesteś i co się dzieje?
- U siebie. Ale to rzecz specjalna i bardzo. ale to bardzo - podkreślił, - dyskretna. Nie zniosę żadnego byle jakiego agenta, bo jestem niebezpieczny. I potrzebuje pomocy. Medycznej. I fizycznej. Boże - rozwarł oczy w chwili oświecenia, - prawie zaatakowałem bezbronną dziewczynę.
- Spokojnie. Peter. Zaraz przyślę pomoc.
- Nie zapytasz mnie o adres?
- Wiemy wszystko, Peter.
Peter stłumił jęk. Uwielbiał osoby, które wiedziały dużo. Poza tym głos agenta był przyjemny dla ucha. Coulson ponownie chrząknął. Och, na pewno był zmieszany.
- Zaraz połączę cię z inną agentka...
- Nie nie nie, poradzę sobie. Do później, agencie. Dzięki, agencie.
Rozłączył się i odrzucił telefon, padający na podłogę, żeby spełnić swoje najbardziej naglące marzenie. Ta erekcja doprowadzała go już do szału i musiał się jej jak najszybciej pozbyć. Więc zrzucił szybko dres i zwinął się na podłodze. zarzucając nogi za głowę. Już pewnym ruchem zassał się ustami wokół swojej głowy i dodatkowo wsuwał palce prawej dłoni w tyłek, kiedy lewą podtrzymywał tyłek w górze. Żałował, że nie miał nic innego do wsadzenia siebie w tyłek. Było z nim tak cholernie źle.
Doszedł sobie na usta, brodę i materiał koszulki. Położył się płasko na podłodze, oddychając ciężko. Wszystkie mięśnie drżały i Peterowi zachciało się śmiać i płakać. Był skończony. "Wielki Spiderman wyfapał sobie śmierć".
W końcu, zanim dostał kolejnej pełnej erekcji, usłyszał dzwonek do drzwi. Znowu pamiętał, żeby wciągnąć na siebie spodnie.
Boże, jęknął, kiedy przez wizjer zobaczył maskę Deadpoola.
- Heja, Spidey. przyszedł twój niegrzeczny sąsiad Deadpool. Nasz inny sąsiad Coulson powiedział, że potrzebujesz pilnej pomocy. Jesteś cały?
- Jestem twardy - burknął, uchylając drzwi i zapraszając gościa do domu. Widział szok na masce najemnika. - Więc przysłało cię SHIELD? - spytał, przegrywając wargę. Chciał być niezadowolony, bo podkreślał dyskrecję, ale kiedy niecierpliwie przestępował z nogi na nogę, dotyk bawełny na jego penisie zaczął być nieznośny. - Jezu, zawsze tak dużo gadasz, czemu akurat teraz musisz być cicho?
- Jesteś piękny - wypaplał najemniku tak niewyraźnie i cicho, że Peter go ledwo usłyszał. Ale posiadał super zmysły i usłyszał. Po jego podbrzuszu i lędźwiach rozszedł się przyjemny dreszcz. Nawet go nie obeszło, że pokazał się bez maski. Pieprzyć jego tożsamość, miał pomysł.
- Jesteś sam? - spytał, wciągając go oszołomionego za ramię do mieszkania.
- Czy na brodzie masz pajęczą spermę? Kurwa, to jest wszędzie. I pachnie... Co tu się dzieje?
Pater patrzył zaszklonymi oczyma na mięśnie poruszające się pod kostiumem Deadpoola i przygryzł wargę, wyobrażają sobie, jak takie muskuły można by wykorzystać.
- Spiderman!
Dopiero krzyk go ocucił. I dłonie zaciśnięte na jego rękach.
- Co. Się. Stało. Nie zmuszaj mnie do bycia poważnym, nienawidzę tego.
- Jestem tak kurewsko napalony, chcieli mnie w nocy porwać i strzelili we mnie czymś i tak bardzo chcę się pieprzyć, ale już nie mam siły.
Dla podkreślenia faktu złapał się przez dresy i jęknął, uchylając głowę w dół tak, że dotknęła klatki piersiowej Deadpoola. Nie chciał się ruszać ani o krok, miał idealny widok na rozporek najemnika.
- Kurwa, mały - sapnął nad nim zszokowany mężczyzna. - Na dole stoi pancerny wóz SHIELD, zabieram cię do ich siedziby, na razie trzymaj ręce przy sobie, ok? Nie chcemy, żebyś czegokolwiek żałował, kiedy już dojdziesz do siebie.
Odsunął się od niego na wyciągnięcie ramion, wciąż trzymając go za ręce. Dzieciak był superbohaterem, a wyglądał jakby miał się zwalić na ziemię. Nie tak, zboczuszki.
- Dasz radę się przez moment nie dotykać i nalejesz sobie wody? Mam coś, co ci pomoże.
Peter przytaknął niemrawo, ale nie ruszył się ani o krok. Deadpool nie mógł się na niego napatrzeć, był prześliczny. I napalony. I na pewno zamierzał zapamiętać sobie ten widok w ramach codziennego fapania.
- No chłopcze, ruchy! - spojrzał na niego sceptycznie. - Ponoć jesteś geniuszem, a zachowujesz się jak przygłup. Chyba seks tak negatywnie na ciebie nie działa, słońce?
- Sine jaja już tak - odpowiedział na wydechu. - Jak się ruszę, to nie wytrzymam.
Deadpool nie zauważył nawet, jak długo sam wstrzymywał oddech, póki nie poczuł zawrotów głowy.
- OK, sam to zrobię. Stój tu i... i powiedz, co się dzieje, tylko bez niegrzecznych szczegółów. Same suche informacje.
W tym czasie sięgnął po pustą szklankę leżącą na kuchennym blacie zastawionym pustymi opakowaniami po jedzeniu. Wypełnił ją kranówką i zaczął szukać czegoś po swoich męskich saszetkach. W tym czasie stał plecami do Petera.
- No wiesz, wróciłem do domu. Było inaczej, ale nie najgorzej... myślałem, że to zwykła trucizna i odeśpię. Obudziłem się z namiotem - jego głos zaczął wyraźnie drżeć, ale Deadpool się tym zbyt nie przejął, raczej starał się nie podniecić przy niezdrowo podnieconym Człowieku Pająku. Miał jedno zadanie i nie mógł go spieprzyć, a już na pewno nie erekcją. - No poradziłem sobie z nim, ale wtedy znowu mi stanął i tak w kółko, nie wiem, ile już razy się no wiesz, ale za każdym razem jest gorzej i zarazem lepiej, jestem wykończony i mam dość, ale coraz bardziej chcę.
- Wierzycie? Czuję się, jakbym trafił w dziwne porno - zwrócił się do nikogo, kręcąc głową z rozbawieniem. - Sam nie wierzę - stwierdził, po czym spytał głośno Petera: - Gdzie masz strzałkę, którą dostałeś?
- Nie, nie mam jej, wbiłem ją jednemu z porywaczy.
Najemnik zaśmiał się krótko i odwrócił do chłopaka, żeby zaraz pisnąć dramatycznie i zacząć krzyczeć:
- Nie, nie, nie! Źle! Rączki do góry! Jak ty się zachowujesz!
- Łatwo ci mówić, dupku! Umieram tutaj! - odwrzasnął, ale wyciągnął ręce z dresów i założył je na piersi ze wściekłą miną. Uwadze Deadpoola nie umknęło to, że chłopak mógłby poprawić spodnie, bo wisiały na nim niebezpiecznie nisko.
- Ale z ciebie babsko! - zarzucił mu i podszedł do niego z kubkiem mętnej wody. - Masz tu wszystko, czego ci potrzeba.
- Orgazmu?
- Nie, głuptasie, minerałów i innych dupereli. Masz - wyciągnął szklankę, ale Peter tylko wpatrywał się w niego intensywnie. - Jezu, masz albo sam ci pomogę. Mamy kilka minut, zanim wpadnie tu cały pieprzony szwadron agentów, żeby zobaczyć, jak ci stoi.
- Mógłbyś mi pomóc inaczej - Spiderman wymruczał, zmieniając taktykę. Przylgnął do niego całym ciałem, oplatając go lewą ręką w pasie, a druga przez kark. Jego erekcja wbijała się w twarde udo Deadpoola, który załkał teatralnie.
- To nie fair, że muszę zachowywać się porządnie, kiedy obcierasz się tak chętnie o moje udo. To chyba kara za wszystkie moje podpalenia, bo uwierz, płonę.
- Wade, sam cholernie płonę w majtkach.
- Niestety, kochanie - przytaknął mu szklankę do ust, - na razie musisz wszystko wypić.
Spiderman przewrócił oczyma, ale rozchylił usta i zaczął sączyć wodę ze szklanki, którą Deadpool powoli przechylał. Wpatrywał się poirytowany w najemnika, który za cholerę nie chciał na niego spojrzeć, nawet pomimo tego, że ocierał się o jego niesamowite udo. Nie widząc żadnej reakcji, Peter zaczął bez krępacji zsuwać dłoń na niesamowicie umięśniony tyłek mężczyzny, a na jego twarzy zaczął wypływać bezczelny uśmiech, utrudniający mu picie. Kiedy zacisnął dłoń na jędrnym pośladku, Deadpool zadrżał i w końcu na niego spojrzał. 1:0 dla Petera.
- Patrz, szklanka jest pusta, brawo - zaszczebiotał, chociaż jego głos był niższy niż zazwyczaj.
Oj, tak bardzo starał się nie rzucić na Spidermana tu i teraz. I zerżnąć jego śliczny tyłek, słuchając jego słodkich krzyków. Takie okazje nie zdarzały się często, jeśli wcale. Wiecie, ludzie świadomi jego wyglądu raczej wymiotowali na myśl o seksie. - Mam nadzieję, że nie lubiłeś tej szklanki - powiedział szybko, zanim nie rzucił jej na ziemię. - Opuszczamy tę dziurę, Spidey.
Podciągnął mu spodnie, złapał pod pośladkami i podniósł. Mimowolnie Spidey musiał zostawić jego tyłek w spokoju, ale zmiana mu nie przeszkadzała. Oplótł chętnie Deadpoola rękoma wokół karku, a nogami wokół pasa. Na tyłku czuł duże, silne dłonie, a jego erekcja ocierała się o pewny namiot w kostiumie Deadpoola, który wywołał u niego szeroki uśmiech.
- Łóżko jest w pokoju obok, ale ściana o wiele bliżej - powiedział, chowając głowę w zgięciu szyi Deadpoola, którego grdyka poruszyła się wyraźnie pod materiałem.
Mężczyzna przycisnął jego głowę do siebie i trzymając go pod tyłkiem tylko jedną ręką, wyszedł na szczęśliwie pusty korytarz. Ignorując Petera, powiadomił SHIELD.
- Preston, schodzę z nim... Zobaczysz sama.
- To nie twoja dziewczyna, prawda? - spytał Peter, a Deadpool wybuchnął śmiechem. W wyniku tarcia Peter jęknął, wtulając się w niego mocniej. Deadpool jednak udawał, że tego nie zauważył.
- Cholera jasna, szybciej bym się zabił, chociaż to niemożliwe w moim przypadku. Ale Preston jest świetna, polubiłbyś ją, też nie popiera zabijania ludzi i.. i co ty robisz? - zanim usłyszał odpowiedź, jęknął gardłowo i gwałtownie się zatrzymał. Szczęśliwie byli na półpiętrze, inaczej pewnie spadliby ze schodów.
Peter ssał kawałek szyi, który odsłonił. Przycisnął się do niego silniej biodrami. Tyle wystarczyło by zszokować najemnika.
- Kurwa, Spidey. Musimy dość na dół. Miałem być w tym roku grzeczny.
- Ignorujesz mnie.
- Bo jesteś naćpany i potrzebujesz szybkiej pomocy! - zamachałby rękoma nad głową, gdyby nie podtrzymywał nimi chłopaka.
- Racja, szybkiej i twojej - pocałował go w polik, szepcząc mu przy uchu.
- Jeśli nie rozluźnisz nóg, połamiesz mi miednicę - stwierdził sucho.
Peter posłuchał go i Deadpool wznowił powolną wędrówkę wzdłuż poręczy. Najchętniej wyskoczyłby oknem albo już zbiegł, ale oba pomysły odpadały. Pierwszy z bardziej oczywistych powodów, w końcu to była akcja incognito, a drugie było awykonalne z dosłownie pająkiem oplatającym tułów. W milczeniu pokonywał kolejne schodki, nie mogąc uwierzyć w to, jak bardzo pragnął być w tej chwili odpowiedzialny i poważny.
Zaraz Spiderman zaczął ponownie marudzić:
- Już nie mogę wytrzymać... Jezu, jak ty się nazywasz? - wyprostował się, patrząc prosto w jego maskę, obejmując jego szczękę dłońmi. Nie widząc drogi, Deadpool zatrzymał się ponownie.
- Wade, Wade Winston Wilson. A teraz Spidey... - chciał kazać mu zabrać swoją przesłodko przystojną buźkę z pola widzenia, ale Peter mu przerwał.
- Jestem Peter, zapamiętaj, żeby wiedzieć, co krzyczeć, Wade. Zaraz oszaleje, jeśli nie przyciśniesz mnie do ściany albo, albo...
Uniósł jego maskę po nos i pocałował go, zsuwając dłoń miedzy ich ciała, złapał się przez dres. Jęknął w usta Deadpoola, który nie mógł już wytrzymać. Nawet on miał swoje granice. Bluźniąc, przyszpilił Petera do ściany ciałym, chroniąc jego głowę dłonią przed uderzeniem. Wtedy wsunął obie pod jego tyłek, który zaczął uciskać ku głośnej uciesze chłopaka. Językiem musiał rzucać czary, bo zamienił Petera w rozpaloną dziewicę, szepczącą urywane: "tak, tak, tak, Wadey, tak".
- No, Petey, skarbie - powiedział między pocałunkami, obcierając się biodrami o jego, - czego chcesz? - Zaczął całować jego śliczna, gładka szyję, przygryzając delikatną skórę. Na jego liście fetyszy widniało bycie dominowanym, ale dla Petera umiał być szefem.
- Kurewsko dojść, Wade - wyjęczał. - Ale to już zaczyna boleć, ale jest tak dobrze.
- Musimy zejść na dół, w wozie zrobię, co tylko chcesz.
- Pamiętam to - sapnął, całując go w zamknięte usta. - Byle szybko.
Co nie było łatwe. Biegniecie z łatwością mogło skończyć się upadkiem, a po takim Peter na pewno nie pozwoliłby mu się podnieść z podłogi. Ekshibicjonizm był w sumie podniecający, ale w końcu byli na misji i Spiderman nie był sobą. Na dole budynku Deadpool ponownie przycisnął głowę Petera w zgięcie swojej szyi. kryją jego twarz przed innymi. Jeszcze przed wyjściem z budynku czekała na niego wściekła murzynka.
- Wade, co ty odpierdalasz? Zajęło ci to tak dużo czasu, agent Coulson do mnie dzwonił i musiałam mu się tłumaczyć. Odbijesz mi to - mruknęła na koniec i spojrzała na superbohatera w jego rękach. - Jest tak źle, że musisz go nieść? - W jej głosie w końcu było słychać niepokój.
- To problem trochę innego kalibru - odpowiedział. - Wiesz pająki i muchy, czy cokolwiek uczą w podstawówce. Dlatego muszę się Spideyem zająć sam. Wchodzę do bagażnika sam, ty prowadzisz, nie ufam innym agentom. No Adsit jeszcze ujdzie.
- Hah, dzięki - mruknął agent, który stał przy drzwiach od strony kierowcy.
- Nie sądzisz, że lepiej go zostawić samego? - spytała, lustrując owinięte wokół Wade'a ciało.
- Żartujesz sobie? - powiedział poirytowany Spiderman, zaciskając się wokół mężczyzny jak boa dusiciel. Preston drgnęła na chrupnięcie, które usłyszała, ale Wade wydawał się być... rozczulony. - Wade jedzie ze mną.
Och, teraz na pewno był zadowolony. Na jego usta wypłynął szeroki, bezczelny uśmiech.
- Słyszałaś, chłopca?
Najemnika puścił jej oczko, a Preston westchnęła, krzywiąc się. Nie podobało jej się to.
- Nie podoba mi się to - stwierdziła, otwierając im pancerne drzwi. - Masz coś jeszcze do powiedzenia?
- Włącz głośno muzykę, najlepiej coś włoskiego i wolnego. - Wolną ręką pokazał nad głową Petera kółeczko z kciuka i palca wskazującego. Puszczając jej oczko, dodał: - Mam świetny plan.
Preston nawet nie uniosła brwi w odpowiedzi, ale obserwowała uważnie, jak Wade wsunął delikatnie palce we włosy na potylicy chłopaka, przyciskając ją do siebie, kiedy ostrożnie gramolił się do wozu. Zamknęła za nimi podwójną parę drzwi i westchnęła ciężko, zanim nie połączyła się z innymi agentami.
- Tu Preston. Odjeżdżamy. Jadę ze Spidermanem, dwa wozy przede mną, jeden z tylu, jeden ze mną. Odbiór.
Całe wnętrze przypominało karetkę więzienną. Z metalowych ścian zwisały 3 pary podrasowanych kajdanek, po jednej na każdej metalowej ścianie, z których wyłaniała się teoretyczna ławeczka z także trzeba parami specjalnych kajdanek na kostki. Oczywiście w ścianie naprzeciwko drzwi było okienko, przez które w każdej chwili do środka mogła zajrzeć Preston, ale Wade był pewien, że tego nie zrobi.
Usiadł na ławeczce pod okienkiem ze Spidermanem na kolanach. Wszystko było cholernie zimne i generalnie zacząłby narzekać na odmrożenia tyłka, ale jego pajączek nie próżnował i wolał nie marnować czasu na ceregiele. Już rozplótł zabójczo silne kończyny i zgrabnie usiadł okrakiem na najemniku, ocierając się kroczem o jego brzuch i erekcję, gdy dłońmi sięgał pod maskę, by jak najszybciej dostać się do ust najemnika. Nie dał mu nawet chwili na rzucenie dowcipu na rozluźnienie lub zepsucie atmosfery. Wade warknął, łapiąc Pająka za biodra i przyciskając je do siebie jak najmocniej. Peter jęczał, nie mogąc mu się wyrwać. Bezsilnie wbijał paznokcie w plecy mężczyzny.
- Boże, Wade - załkał w końcu. - Dlaczego mi to robisz?
- Uwielbiam patrzeć, jaki podniecony i zdesperowany jesteś. Wiedziałem, że pod tą warstwą opanowania, moralności i dobrych dowcipów jest coś bardziej pociągającego od pająka, Petey - przeciągnął jego imię z lekką naganą w głosie.
- Myślałem, że starasz się zostać bohaterem - brzmiałoby to zgryźliwie, gdyby oddech Petera nie był taki ciężki, a jego głos nie załamał się w połowie. - Uratuj mój dzień i mi obciągnij.
- Nie tak działają szlachetne uczynki, skarbie - wygruchał, układając usta w dziubek. - Ale nie jestem szlachetny - uśmiechając się, zsunął jedną dłoń na jego pośladek i ścisnął go, a z gardła Petera wyrwał się długi jęk. Wtedy palcami sięgnął między jego pośladki, którymi potarł jego jądra i odbyt.
- Cholera, Wade! Przestań się tak ze mną drażnić i wsadź mi w końcu rękę pod spodnie.
- Mrr, kocie - Wade zachichotał, zanim zaczął go głęboko całować i poklepał nagląco po pośladku, żeby z niego zszedł.
Prędko, prawie się przewracając, Peter stanął na nogach i zerwał z siebie dresy, które upadły u jego stóp. Oczy Wade'a rozszerzyły się w szoku na widok erekcji chłopaka, która zaczynała robić się fioletowa. Kiedy przerwali pocałunek, a Peter dalej nad nim stał, objął dłonią jego rozgrzanego kutasa i w odpowiedzi na głośne jęki, zaczął uspokajająco mamrotać:
- Zajmę się tobą, malutki. Spokojnie, już się tym zajmujemy.
- Zobaczymy kto się kim zajmie, malutki - prychnął, uśmiechając się do niego złośliwie.
Wade parsknął śmiechem, ale wtedy Peter zaczął dobierać się do jego spodni. Było to cholernie miłe i podniecające, ale stanowiło stanowcze nie. Deadpool nie chciał, żeby Peter go widział lub dotykał, chociaż jego kutas był jedyną jego częścią, która była pozytywnie "super". Strzepnął jego dłoń raz i drugi, marszcząc brwi, ale Peter był zdeterminowany. W końcu złapał go za rękę i zacisnął ją na jego penisie, gdzie razem zajmowali się już trzema dłońmi jego bolesnym problemem. Nie podobało się to Peterowi, najwyraźniej lubił coś od siebie dawać.
- Chcę cię dotknąć - rzucił jak naburmuszony dzieciak, a jego głos ani razu się nie załamał.
- Zajmijmy się najpierw tobą, skarbie.
- Nie, Wade, daj mi dotknąć twojego kutasa.
- Szzz, co pomyślą twoi najmłodsi fani?
- Wade, tobie też musi być dobrze - sięgał już drugą dłonią, a głupi mózg Wade'a zaczął bić na alarm.
Kurwa, to było takie obiecujące, ale Petey nie był sobą, nie mógł mu pozwolić na zrobienie czegoś takiego, już wystarczająco łamał jego granice, ale miało to swój motyw. Gdyby nie pomocna dłoń Deadpoola, Petey przekręciłby się od zsiniałych jajek. To nie jego Junior miał być bohaterem wieczoru.
- Mam pomysł! - wykrzyknął spanikowany, cmokając Petera w usta. Poderwał się z ławki, obrócił ich dookoła i pchnął Spideya na ławkę, na którą ten upadł z syknięciem. Rozkojarzony i niemożliwie podniecony Spiderman nie zdążył odpowiedzieć na żaden ruch najemnika i dopiero po chwili, kiedy chciał ruszyć dłońmi, zrozumiał, że są zakute.
- Co do cholery - warknął, ciągnąc za nie.
- Uwielbiam krępowanie - puścił mu oczko, już klęcząc między jego rozchylonymi nogami. - Daj tatusiowi się sobą zająć - przesunął dłońmi po wewnętrznej stronie jego ud, rozchylając je, aż do ciemnych włosów łonowych i pochylił się biorąc jego główkę w usta. Peter rozchylił usta, odchylając głowę do tyłu, wydając z siebie długi, zadowolony jęk ulgi. Wade, mrucząc, ssał żołądź, otulając ją językiem z każdej strony, badając jej kształt i zapamiętując go. Ale po chwili dla Petera to było za mało, chwilowa rozkosz przeminęła, Peter patrzył na nieruchomą głowę Wade'a i palce wbijające się w jego uda.
- No Wade, do dna - zachęcił go, próbując poruszać biodrami, Wiedział, w którym momencie Wade uniósł oczy na jego twarz, uśmiechnął się wtedy wyzywająco.
Prowokacja zadziałała. Jego główka wsunęła się cholernie głęboko, zbyt głęboko. Oczy Petera rozszerzyły się w szoku, ale już nic nie mówił, sapał tylko, wierzgając drżącymi biodrami. Deadpool skupił wzrok na brzuchu Petera, widział dobrze pot skraplający się na jego skórze oraz urocze pieprzyki wystające spod koszulki. Mrucząc, lizał i ssał go głęboko w ustach, dłońmi kojąco miziając go po naprężonym brzuchu, podciągając powolnie jego koszulkę do góry, coraz wyżej i wyżej, aż pod same pachy zarumienionego superbohatera. Och, Wade bardzo dobrze widział spięty, idealnie wyrzeźbiony abs chłopaka i jego drobne sutki, którymi postanowił się zająć, gdy z gracją i wrodzoną naturalnością trzymał go głęboko w gardle. W końcu usłyszał pisk, który już nie brzmiał tak przyjemnie i Peter zaczął szybko powtarzać jego imię, by zwrócić na siebie uwagę.
- Zaczęło boleć, już mnie boli - syknął.
Wade szybko wypuścił go z ust i zacisnął palce na jego bokach, masując jego kości biodrowe kciukami.
- Mówisz o sutkach czy...?
- Penisie, penisie, sutki są świetne, ale czy wiesz, że tyłek wcale mnie nie boli? I jest bardziej obiecujący od moich kości? - zerknął znacząco na kciuki mężczyzny.
- Wiem - przytaknął Wade, oblizując usta; zaczął rysować kółeczka coraz niżej i niżej; - masz zajebisty tyłek, kochanie. Szczególnie w tych twoich elastycznych rajtuzach.
- Dobrze wiesz, że to spandeks i nie noszę rajtuz.
- Warto to zmienić, przemyśl to, kiedy juz będziesz w stanie.
- Podobają mi się twoje usta.
Wade rozszerzył je zdziwiony, po czym zacisnął, patrząc na niego zdziwiony. Gdyby mógł, zarumieniłby się.
- Myślałem, ze mamy się pieprzyć, a nie komplementować.
- Może gdybyś się nie opierdalał, zająłbym się krzyczeniem.
- No racja. - Pocałował go w pachwinę i złapał go dłońmi pod tyłkiem i uniósł go do góry. - Trzymasz się?
- Tak, tak, jest zajebiście - odpowiedział podekscytowany. Jakimś cudem udało mu się oprzeć piętami o szerokie plecy Wade'a. - Ale...
- Ale? - Głowa Deadpoola chowała się za jego penisem i Peter nie mógł opanować śmiechu.
- Boże, ustawiłeś się tak śmiesznie - parsknął, - ale, wolałbym, żebyś mnie przeleciał. Potrzebuję czegoś więcej niż palców i chcę dojść teraz, Wade. Trzymam od tak cholernie długiego czasu, ale ta pozycja jest zajebista. "A z plusem" za pomysł.
Deadpool posadził go z powrotem na zimnej ławeczce.
- Muszę znaleźć lubrykant, księżniczko.
- Uhm, nie musisz. - Klatka Petera pokryła się jeszcze większym rumieńcem.
- Ach tak? - Deadpool uśmiechnął się szeroko, przylegając do jego ciała i gapiąc mu się prosto w oczy. - Petey był niegrzeczny? - spytał, całując go w sutek.
- Jak nigdy - sapnął, - ale nie żartowałem, chcę się z tobą pieprzyć. Może inaczej, jeśli tego nie zrobisz, policzymy się, kiedy już będę miał wolne ręce.
Deadpool przełknął ślinę i nie dał po sobie poznać fali poczucia winy, jaką poczuł. Po tym wszystkim Pajączek nie będą w stanie spojrzeć sobie w twarz. Uśmiechnął się szeroko i ściągnął z siebie prawą rękawiczkę, jednak trzymał dłoń na tyle nisko, żeby Pete jej nie zobaczył. Okrążył palcem wskazującym śliską dziurkę Petera, a ten jęknął gardłowo, wciągając szybko powietrze do płuc.
- Powinienem zmienić zawód - rzucił wesoło, wsuwając palec w jego rozciągnięty odbyt. - Mam skrzywiony kręgosłup moralny, uwielbiam hajs, no i mam umiejętności - gadał, kiedy wsuwał kolejne dwa palce do jego tyłka. - Nie próżnowałeś... cholera, byłbyś moją ulubioną gwiazdą porno, jesteś zajebisty.
- Nie zabijałbyś wtedy - jęknął.
- O kurwa, umiesz zepsuć nastrój, byłbyś potworną gwiazdą porno - skarcił go, palcami trącając jego prostatę.
- Przepraszam! - Peter krzyknął, zaciskając oczy, a Wade się zdziwił. - Jezu, Wade, proszę, jeszcze nie przestawaj, rób tak jeszcze, uwielbiam twoje palce, są idealne. Już nie będę przepraszać.
- Słodziutki, przepraszaj, ile chcesz. To cholernie podniecające - zapewnił, dalej poruszając palcami, a nawet przyspieszając.
- Dzięki - odpowiedział cicho.
- Jesteś taki miły, kiedy chcesz. - Wsunął lewe przedramię pod krzyż Petera, wbijając palce w jego lewe biodro, a głowę oparł o jego prawe udo, kiedy jeszcze szybciej zaczął go pieprzyć swoimi poniszczonymi palcami. Teraz tylko to się liczyło. Peter pieprzył pod nosem bez ładu i składu, ślicznie wyginając plecy. Wade ignorował swoją gigantyczną erekcję, co było jednym z jego największych życiowych osiągnięć, bo cholera, czegoś takiego nie dało się normalnie ignorować. Wpadł w coraz szybszy rytm i coraz głośniejsze odgłosy Petera, cholera, mógłby się przyzwyczaić - za co od razu się mentalnie skarcił.
- Boże, Wade, Boże, dochodzę! Mmm...
Rozlał się na swoją klatkę piersiową, gęstą, białą strużką spermy, zaciskając się na palcach Wade'a w żelaznym uścisku. Deadpool syknął, ale nie poruszył dłonią o milimetr. Gdy Peter dalej drżał, chociaż już nie dochodził, Wade zaczął zgrabnie zmieniać ich pozycję, aż znów klęczał między jego nogami. Zaczął go uspokajająco uciszać i głaskać lewą dłonią jego spięty bok, kiedy powoli wysuwał z niego palce.
- Już dobrze, Peter. Jesteś z nami?
- Ta - mruknął w odpowiedzi, uśmiechając się. Był to lekki uśmiech zwycięscy po ciężkiej i długiej walce. - Pocałuj mnie - ułożył usta w dziubek, Wade odetchnął z ulgą i cmoknął go w usta z głośnych mlaśnięciem. - Nie żartuj sobie.
- Ja? Żartować? - prychnął. - Uważaj, bo wypuszczam ci ręce - ostrzegł i nachylił się do pocałunku, kiedy wolną ręką przekręcił kluczyk wciąż tkwiący w drobnym zamku. Natychmiastowo otoczyły go silne ręce Spidermana. - Wychodzimy, malutki - powiedział, kiedy w końcu się od siebie oderwali, - tylko daj mi na siebie spojrzeć.
- Materiał na wieczorne fapanko?
- Poniekąd, nie chcę cię oddać umorusanego spermą - wytłumaczył, sięgając do jednej ze swoich męskich portmonetek po chusteczki lub jakąś szmatkę. Znalazł jakiś czarny (cudem czysty) kawałek materiału, którym zaczął wycierać mu brzuch.
- Dziękuję, Wade - nagle powiedział Peter tym swoim zachrypniętym po orgazmie głosem. Członek i serce Wade'a zadrżały. Miał coś odpowiedzieć, ale Peter przylgnął do niego ciasno, ponownie wtulając twarz w zagłębienie między jego szyją i ramieniem. Poczuł takie jedyne w swoim rodzaju, nie do pomylenia ciepło na zabliźnionej skórze i kolejne. - Petey, skarbie, chyba nie jesteś już gotowy na rundę, ah! Kurwa! - pisnął, kiedy zęby Petera zagłębiły się w jego szyi, przesyłając przez jego ciało falę bólu i podniecenia.
Przez moment ugryzienie dało mu uczucie stabilności, należenia do kogoś, do pewnego miejsca i określonego czasu, inne uniwersa już nie miały dla niego znaczenia, bo ugryzienie go uziemiło w uniwersum Parkera.
I tak był cholernym masochistą. To była ostatnia stymulacja potrzebna mu do spuszczenia się w portki. Jęknął, miażdżąc Petera w uścisku, kiedy jego ciało zadrżało.
Kiedy się uspokoił, Peter gładził nosem jego szyję.
- Jesteś bestią, Petey-pie.
- Doszedłeś - odparował chłopak, a Wade nie odpowiedział na to nic.
- Musimy cię ubrać i wychodzimy stąd. - Rozplątał się z jego uścisku i podał Peterowi leżące na ziemi dresy. - Pomóc ci? - zaproponował, ale Peter pokręcił głową i sam zaczął powoli naciągać na siebie dresy. - Pewnie stoimy na parkingu SHIELD od pół godziny - zaczął gadać, żeby nie milczeć.
- Pewnie słyszeli, jak przez ciebie dochodzę.
- Zazwyczaj nie jest z ciebie taki pochlebca,
- Zazwyczaj nie jestem po dobrym seksie, Wade.
- Hm, okay, to dobre wytłumaczenie - pokiwał głową i spojrzał na Petera. Przechylając głowę na bok i wytykając przy tym końcówkę języka, poprawił mu koszulkę i ułożył rozczochrane włosy, starając nie wzdychać nad urokiem chłopaka, który zasnął, kiedy Wade przeczesywał mu włosy palcami. Kiedy skończył, stwierdził: - Voila! - i zadzwonił po Preston, która odebrała natychmiast, w końcu miała telefon wmontowany w głowę.
- Już miałam do was wchodzić - powiedziała "lekko" podenerwowana.
- Dobrze, że się powstrzymałaś - parsknął, ale zaraz dodał poważniej: - Wszystko gotowe?
- Tak, czekamy od kwadransa. Jak Peter?
- Na razie śpi, otwieraj drzwi.
Na podziemnym parkingu siedziby czekała na niego grupa sanitariuszy i uzbrojonych agentów, a także nosze. Jednak Deadpool nie chciał wypuszczać Petera ze swoich rąk.
- Sam go zaniosę - powiedział od razu stanowczo, a agenci nie mieli nic do powiedzenia, widząc brak sprzeciwu u agentki Preston, która stanęła przy Deadpoolu.
- Jedziemy na dziewiąte piętro - powiadomiła go. - Sami - dodała głośniej i pociągnęła przyjaciela za ramię w stronę wind. Adsit chciał zaprotestować, ale tylko spuścił ramiona z rezygnacją.
Dopiero za metalowymi drzwiami, odgrodzeni od nieupoważnionych uszu innych agentów, położyła dłoń na jego ramieniu i spytała:
- Wade, stało się coś? Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, prawda?
- Chłopak był tak podniecony, że nie mógł sobie poradzić z erekcją, wyręczyłem go. Nie mam tu dużo do opowiadania, Preston - powiedział gorzko.
- Wade, nie czuj się z tym źle - zaczęła delikatnie, ale Wade jej przerwał.
- Jak mam się tak nie czuć? - Był wściekły. - Dzieciak był naćpany.
- To było zło konieczne, co innego mogłeś zrobić?
- Nie wczuwać się.
- Boże, Wade! Nie jesteś maszyną, tylko człowiekiem i masz uczucia, ciężko jest nie wczuć się, kiedy uprawiasz z kimś seks. Nie obwiniaj się, Spiderman na pewno...
- Peter tego nie zrozumie, nie był sobą, gdyby nie to gówno we krwi, nigdy by do tego nie doszło.
Natychmiast żałował, że się tak otworzył. Preston siedziała w jego głowie na tyle długo, by dobrze go poznać i, o cudo, polubić, ale nie powinien był po prostu tego mówić. Teraz milczała, nie wiedząc, co powiedzieć, więc Wade też milczał, pogrążając się w nienawiści do siebie. Wtedy otworzyły się drzwi do windy i wyszli na sterylny korytarz, a Preston poprowadziła go do pokoju 913, gdzie na Petera czekała śnieżnobiała pościel i oddział lekarzy. Deadpool z troską położył nieprzytomnego chłopaka na łóżku i streścił lekarzom, co "dolegało" Peterowi. Kiedy skończył, wyszedł z pokoju wraz z Preston.
- Zapewnimy mu strażników - powiedziała, kładąc dłoń na jego ramieniu, - ale możesz zostać, jak długo zechcesz. Możemy ci też przygotować pokój. Wade, może to dla ciebie być szansa. jesteś dobrym człowiekiem i nie wykorzystałeś Petera, wiem, że nigdy byś tego nie zrobił. Pamiętaj - dodała z naciskiem, ściskając jego ramię, - nie decyduj za niego. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, dzwoń. A na razie do zobaczenia do czwartku - czyli do spotkania z Ellie,
- Ta, do czwartku - odmruknął w odpowiedzi.
Zostawiła go samego. Deadpool stał jeszcze chwilę przyglądając się przez oszklone drzwi bezwładnemu ciału Petera. Walczył z instynktem nakazującym mu zostać tu kolejne godziny, czuwając nad łóżkiem, jak ten się obudzi, ale kłębiło się w nim tyle uczuć, że jedyne, czego chciał to odetchnąć świeżym powietrzem, wziąć prysznic i... i pilnować chłopaka. Nawet nie zauważył, kiedy palcami bezwiednie powędrował do miejsca na szyi, w którym ugryzł go Peter. Ślad już zdążył się zagoić, ale Deadpool już został uziemiony. Miał nadzieję, że go to nie zniszczy.
Nie mówmy o katanach Wade'a, nie wiem, gdzie się zgubiły.
Iiiiiiiiiii będą kolejne części <3 Tak na 100% Tytuł przyjdzie z czasem
O jaaa *.* jakie to jest cudowne <3 Nie ruszałam się za to, ponieważ odpychał mnie paring, ale jednak stwierdziłam, że przeczytam i... WOW!
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy :3
tak mi miło! <3 dziękuję :D
UsuńRównież z niecierpliwoscią czekam na ciąg dalszy, bo jest swietnie.
OdpowiedzUsuńTen twój rozdział to cudo. Môj ukochany parring. Kiedy napiszesz druga czesc? Po czekam z olbrzymia niecierpliwoscią. 😍😍😍😍😍😍
OdpowiedzUsuńŻyczę ci dużo weny!
PS; Dodaj kolejny fragment jak najszybciej.
dziękuję <3
Usuńwprowadzam (mam nadzieję) ostatnie poprawki, więc niedługo rozdział się pojawi :D
Moje pierwsze ff z Marvela, ale na pewno nie ostatnie. Rozdział jest lekki i zabawny. ^^ dziękuję za ten i czekam na następne.
OdpowiedzUsuńUmieram. To jest piękne. Spróbuj przenieść się na wattpada będziesz mieć więcej czytelników tak PS.
OdpowiedzUsuń