czwartek, 24 grudnia 2015

Zakazane 9.

Później rytmy już nie przyszły. Nic się nie kleiło. Nic nie działało - zero harmoni, zero bitów. Wkurzony rzucił słuchawkami przez pokój i usiadł ciężko na łóżku, trzymając głowę w dłoniach.

Co do cholery robił? Spieprzał Dave'a. Dave nie był jak on. Nie był zimny jak skała i nie składał się z dwudziestu warstw twardej ironi; był delikatnym, uległym dzieciakiem z sercem, które było żywe i cierpiało przez dzieciaka, w którym cholernie się kochał i który nigdy uczucia nie odwzajemni. Bro tylko używał go, żeby dobrze się poczuć. Dave mógł w przyszłości się do niego przywiązać. Kurwa. Kurwa, powinien się do kogoś przywiązać, ale nie do niego. Nie do Bro, twardziela twardzieli. Dave wciąż był w stanie kogoś kochać. I nie powinien tego marnować na Bro.

Bro usłyszał, jak frontowe drzwi się zamknęły. Usłyszał, jak telewizor w salonie zostaje włączony. Lekcja matematyki dobiegła końca.

Z miną stoicką jak zawsze, wszedł do salonu i stanął w drzwiach, opierając się o framugę z założonymi na piersi rękoma.

- No i jak poszło? - spytał, a jego głos był opanowany i  spokojny jak zawsze.

Dave wzruszył ramionami.

- Spoko.

- Słyszałem, jak rzucałeś niezłym matematycznym bełkotem.

Dave parsknął.

- Dwa plus dwa daje dwa, ziomuś.

Bro zachichotał. Wtedy zapadła cisza.

- No więc muszę się przygotować do wyjścia.

- Ta.

Ponownie zapadła cisza. Bro przytaknął i odwrócił się, żeby wyjść.

- O której wrócisz?
Idziesz kogoś pieprzyć po pracy?

Bro stanął. Cholera.

- Nie wiem, zobaczę później.
Cisza, a wtedy bardzo ciche:

- Wszystko jedno.

Jeśli w Bro tkwiłaby chociaż krztyna człowieczeństwa, obróciłby się na pięcie i porozmawiał z dzieciakiem. Zamiast tego ruszył dalej korytarzem, bo pomimo tej całej brawury, był pieprzonym tchórzem. Poczucie winy ciążyło nad nim, kiedy brał prysznic, ubierał się i pakował swój sprzęt. Do czasu kiedy stanął ponownie w salonie, Dave zniknął - zamknął się w swoim pokoju z Xboxem włączonym na pełnej głośnik.

Bro wyszedł bez słowa. Był, bezsprzecznie, królem dupków.

1 komentarz:

  1. Noooo!!!11one Nie wątpliwie w tym rozdziale Dirk wygrał z Popem z Htf o tytuł najgorszego opiekuna w historii Ameryki. D: aż by się chciało złapać go za szmaty i zawlec przed kolana Dave'a żeby błagał go o przebaczenie. .____, żadko kiedy przejmuję się do tego stopnia jakimkolwiek ff, ale tym jestem po prostu zauroczona. Zazwyczaj ameby mają więcej gracji i przeżyć wewnętrznych niż bohaterowie opek. Tym bardziej że na ogół owi bohaterowie wyposażeni są w dwie (maksymalnie!) tekturowe cechy charakteru. Dirk tutaj jest taki ludzki, że aż pomimo jego spaczonych metod wychowawczych da się go lubić. Dziękuję ci pięknie za ten rozdział i czekam na następne.
    Ps. Teraz gdy już masz co raz więcej czytelniczek dla których możesz pisać skończenie tego przed wakacjami, nie będzie dla ciebie wyzwaniem. Trzymam kciuki~

    OdpowiedzUsuń