sobota, 20 grudnia 2014

Sekretarz: Dogrywka

Cas zostaje zawieszony i dostaje klapsy. 



Sześć miesięcy później


- Cas, przyjdź do mojego gabinetu.

Dean odkłada słuchawkę i uśmiecha się. Już rozpiął górny guzik koszuli, więc kręci szyją i rozluźnia bardziej krawat.

Nasłuchuje, czuje, Cas wchodzi do środka. Ale Dean nie spogląda na niego, po prostu pozwala mu tam stać, kiedy powolnie odpina i wyciąga spinki ze swoich francuskich mankietów.

- Podejdź tu - mówi i słyszy, jak Cas cicho zbliża się do jego biurka. Dean wpatruje się w samotną kartkę, leżącą na środku blatu.

- Jestem tobą bardzo rozczarowany, Cas - wzdycha i spogląda na swojego sekretarza. Jego pełne wargi już lekko drżą. Dean mocniej marszczy brwi i potrząsa głową.

- Oczekiwałem od ciebie więcej. - Odkłada spinki na bok i wstaje, by stanąć obok niego, opierając się o biurko twarzą do drzwi.

- Co to jest? - Kładzie opuszkę palca wskazującego tuż pod czerwoną linią szpecącą nieskazitelną kartkę papieru.

- To błąd, proszę pana. - Ochrypłe słowa unoszą się w powietrze wraz z kuszącym zapachem śluzu. Dean zaciska dłonie, by odzyskać panowanie nad sobą. Mógłby w tej chwili zerżnąć Casa na biurku, zupełnie jak tuzin razy wcześniej, ale nie chce tego, jeszcze nie teraz.

Od kiedy Cas pokazał mu film z Jamesem Spaderem i tę betą, naprawdę seksowną foczką, czekał na idealną okazję na odtworzenie go specjalnie dla swojego partnera.

- Czy toleruję błędy, Cas? - Dean krzyżuje ręce na piersi i unosi brew.

- Nie, proszę pana. - Cas nie ma odwagi spojrzeć na niego, ale Dean może sobie wyobrazić, jak ciemne muszą być teraz te przepiękne, niebieskie oczy.

- To się nie powtórzy. - Dean napina szczękę, kiedy jego kutas puchnie na kolejną dawkę zapachu słodkiego śluzu. Przełyka ślinę z trudem i stara się skupić.

- Nie, nie powtórzy się, Cas. Dopilnuję tego - mówi Dean, warcząc przy tym. Wie, jak Cas za tym szaleje.

Dean rozciąga ręce i ustawia je tak, by Cas mógł widzieć, jak umyślnie, bez pośpiechu podwija rękawy, zupełnie jakby miał na to całą noc, a jego kutas nie posyłał go do piekła za ciągłe siedzenie w spodniach.

- Myślę, że musisz wyciągnąć wnioski ze swojego błędu, Cas. - Podciąga rękawy wyżej, napinając i rozluźniając przedramiona, kiedy Cas oddycha głęboko. Oboje wąchają się nawzajem, kiedy Cas robi się mokry, a w Deanie budzi się chęć dominacji. Gabinet będzie śmierdział jutro jak pieprzony burdel, ale Deanowi to zupełnie nie przeszkadza.

- Zdejmij spodnie - chrypi do ucha Casa, odpychając się od biurka, by stanąć za omegą.

Dean widzi rumieniec rozchodzący się po jego szyi, czuje ciężki zapach śluzu, kiedy ten szpera przy klamrze paska.

W końcu go rozpina, zsuwa spodnie na podłogę i wierci się w slipkach.

- To też. - Dean sunie palcem po elastycznej gumce.

Cas wciąga ze świstem powietrze i ściąga je, powoli zsuwając je po krągłościach jego tyłka, póki nie upadają do jego kostek. Dean słyszy, jak kutas Casa zostaje uwolniony, widzi mokrą plamę na jego bieliźnie, a kuszący zapach wpływa do jego nosa i skręca się w mózgu. Potrójne uderzenie w jego zmysły powoduje, że musi zacisnąć zęby i złapać się mocno za kutasa, żeby powstrzymać się przez przeleceniem Casa tu i teraz.

Bierze głęboki oddech i staje przy Casie.

- Połóż dłonie na biurku, Cas. - Ten umieszcza dłonie po obu stronach kartki.

- Rozszerz nogi.

Cas rozstawia je i pochyla głowę - tak posłuszny, tak perfekcyjny.

- Teraz chcę, żebyś przeczytał mi to na głos. - Dean przysuwa się do niego niepostrzeżenie. Pozwala poczuć Casowi swoją erekcję naciskającą na jego bok, kiedy zaczyna czytać. Dean unosi dłoń i uśmiecha się.

- Drogi panie Selfridge, zgodnie z... - Cas nagle przerywa i wydaje z siebie sapnięcie, kiedy Dean uderza otwartą dłonią w jego tyłek. Odgłos głośnego klapsa wędruje wprost do krocza Deana, który czuje sączącą się strugę preejakulatu. Dean pociera dłonią po jędrnym kawałku mięśni, które tak dobrze zdołał poznać, kiedy Cas znów zaczyna czytać.

- Zgodnie z moją wcześniejszą... - Dean pochyla się nad nim, dając mu klapsa w drugi pośladek. Przez chwilę podziwia sposób, w jaki tyłek Casa podskakuje, zanim robi to ponownie.

Dean nie przestaje, póki Cas nie kończy czytać całego listu, włącznie z literówką, której znalezienie zajęło Deanowi tygodnie.

Tyłek Casa zdążył przybrać śliczny, wiśniowy kolor. Deanowi przemyka myśl o zrobieniu mu zdjęcia, ale ma już wiele fotografii Casa w sytuacjach i pozach, na które większość ludzi zapłonęłaby głębokim, czerwonym rumieńcem. Dean sunie dłonią po rozgrzanym, mięsistym pośladku i szepcze kojące dźwięki.

Wciąż trzyma dłoń na jego tyłku, kiedy sięga drugą za siebie i odpina klips trzymający szelki ze spodniami. Łapie elastyczny pas w biało-niebieskie paski pasujące do oczu Casa i rzuca go na felerny list.

- Było dobrze, Cas. - Dean sunie dłonią po jego plecach, obserwuje, jak drżą pod koszulą. - Moim zdaniem zasłużyłeś na nagrodę. - Bierze szelki w dłonie i popycha Casa, by leżał płasko na blacie. Gdy delikatnie krzyżuje jego ręce na plecach, Cas nie walczy z nim, posłusznie łączy nadgarstki i wzdycha. W końcu to jego nagroda.

Dean zawija szelkę kilka razy wokół jego dłoni, aż trzyma między nadgarstkami ich rozdwojony koniec i zawiązuje supeł. Nie jest to jego najładniejsze dzieło (ma ich zdjęcia), ale węzeł spełnia swoje zadanie.

Cofa się o krok i podziwia widok. Śliczny, różowy tyłek Casa wypięty tuż nad jego biurkiem i skrępowane na plecach ręce. Jest tak mokry, zapach śluzu pędzi przez powietrze, by przyciągnąć Deana do jego źródła, zupełnie jakby ciągnął go za kołnierz.

Dean uśmiecha się i przylega do Casa, przyciskając do niego biodra i pocierając kutasem o rower jego tyłka, by ten poczuł, jak twardy już jest. Cas wygina się w jego stronę, szalejąc. Nie wiadomo, który z nich jest przez to bardziej podniecony. Dean chce usłyszeć jego błagania, te wszystkie słodkie dźwięki, które z niego uciekają gdy zapomina o powściągliwości.

Jednym, płynnym ruchem zsuwa się na kolana. Cas jęczy głucho, kiedy zdaje sobie sprawę z zamiarów swojego alfy. Dean kładzie dłonie po obu stronach ciepłego tyłeczka Casa i rozszerza jego pośladki, dopóki nie ma przed sobą cudnej, różowej dziurki, zarumienionej i błyszczącej, praktycznie puszczającej mu oczko na powitanie. Potrząsa głową. Zawsze uderza go, jak cholernie śliczny Cas jest tam na dole - jak jego śluz niesamowicie błyszczy, kiedy spływa po jego jądrach, a ciasny, mały krąg, dający mu tyle szczęścia, pręży się przed nim. Przyciska do niego usta, czerwieniąc się. Sunie czubkiem języka wokół niej, lekkim ssaniem ust chłonie śluz Casa, więc może go poczuć na swoim języku. Jego kutas jest tak twardy, że zaczyna boleć.

Cas smakuje tak dobrze, słodko i bogato. Dean nigdy nie zasmakował w życiu czegoś lepszego. Łatwiej mu odmówić pustych kalorii, kiedy może wcisnąć tu twarz, kiedy tylko ma na to ochotę.

Wyciąga język i wsuwa go głęboko w omegę. Piękne jęki Casa wypełniają jego biurko, kiedy trzyma w nim swój język i obraca w nim z szeroko otwartymi ustami. Mruczy o jego dziurkę w zadowoleniu, że to jest tak kurewsko dobre, bo Cas cholernie uwielbia to, co właśnie mu robi.

- O Boże, proszę pana, proszę, - Dean mruczy na to trochę głośniej i zatacza językiem powolne koło, - czy mogę dojść, proszę pana? - Fraza nigdy się nie zestarzeje, za każdym razem z kutasa Deana zaczyna cieknąć. Dean szepcze wilgotne, brudne:
- A-cha - nie zamierza przestać, żeby powiedzieć mu: "tak", co Cas rozumie, ponieważ kilka sekund później Dean może poczuć, jak mięśnie Casa spinają się wokół jego języka, słodki zapach jest wszędzie, a sperma zaczyna spływać po biurku Deana.

Ostatnio zużywają bardzo dużo papierowych ręczników.

Cas dalej jęczy i trzęsie się, kiedy Dean wstaje. Spodnie bez szelek zsuwają się z niego, nie przejmuje się też zdjęciem bokserek - zsuwa je wystarczająco nisko, by wyciągnąć chuja i wsunąć go w mokry, drgający uścisk.

Wsuwa palce między szelki związane na nadgarstkach Casa i ciągnie za nie, unosząc go tak, by było mu niewygodnie, ale go nie zranić.

- Cas, jesteś dla mnie tak cholernie dobry. - Wbija się w niego, przewracając oczami za każdym wsunięciem. - Dochodzisz, kiedy chcę, rozkładasz się na moim biurku jak niegrzeczna, mała dziwka. - Cas zaciska się wokół niego tak mokry i ciasny , że Dean nie wytrzyma długo.

- Dobrze się zajmuję moją suczką, prawda, Cas? Sprawiam, że dla mnie dochodzisz, trzepię ci w pracy tak, jak tego chcesz. - Dean wysuwa się o kilka centymetrów i pociąga jego nadgarstki do góry, podziwiając cudny łuk pleców jego omegi, kiedy stara się wygiąć z powrotem bez uszkodzenia ramion.

- Prawda, Cas? - Wysuwa się z niego o kolejne centymetry, kiedy ten łka.

- Tak, proszę pana. - Jego głos załamuje się, czuć w nim nutę desperacji, gdy Dean wciąż trzyma go całego naprężonego.

- Chcesz tego, Cas? Chcesz mojego kutasa związanego w tobie, malutki? - Cas kręci się pod nim i skomli:
- Tak, proszę pana.

Dean może poczuć pot zbierający się na swojej brwi, trzęsienie dłoni.
- Powiedz to, Cas. - Wbija palce w elastyczną taśmę i potrząsa nim. W odpowiedzi Cas kwili i odchyla głowę.

- Tak, proszę, kurwa, proszę pana, proszę, zrób to, proszę, proszę, proszę... - ostatnie słowo zamiera w długim, błagalnym skomleniu, tak zdesperowanym, że Dean obawia się, że Cas wystawiłby sobie bark, żeby tylko dostać się do jego grubego chuja.

Przyciska ręce Casa do jego pleców. Kiedy wsuwa się w niego, odchyla głowę do tyłu i wbija się w niego raz po raz, czuje, że zaczyna warczeć - jest to nieposkromiony impuls, który pokochał wraz z Casem.

- Tak. Cholernie. Idealny - Dean mruczy Casowi do ucha, pochylając się nad nim. Zagłębia się w niego jak najmocniej i dochodzi, czując znajomy ucisk na jego napuchniętego kutasa, kiedy Cas otwiera się dla niego, bierze go tak, jakby tylko po to był stworzony. Dean wie, że zrobią to jeszcze tysiące razy i za każdym razem będzie pod wrażeniem tego, jak dobrze się przy tym czuje, jak idealnie jest znakować swoją własność. Jęczy nisko i całuje na ślepo ucho Casa.

- Cholernie cię kocham, Cas. Wiesz o tym?

Cas wzdycha i zaciska się na nim.

- Tak, proszę pana.




<-- Pierwsza część

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz