środa, 30 kwietnia 2014

Źródło Wód Życia 1/2

W końcu! ♥

Fandom: Teen Wolf
Pairing: Sterek, Derek Hale/Stiles Stilinski
Ostrzeżenia: AU - fantsy i królestwo, mpreg, zaaranżowane małżeństwo, utrata dziewictwa, rimming, zapłodnienie, oral, palcówka, zaborczość, harlequin, seksomnia (seks podczas snu), tęsknota, wilkołaki.
Oryginał: "The Well of Living Waters"
Król Derek wychodzi za mąż.


Hortus conclusus frater meus, sponsus; hortus conclusus, fons signatus.
(Ogrodem zamkniętym jesteś, bracie mój, oblubieńcu, ogrodem zamkniętym, zapieczętowanym.)*

- Na znak przypieczętowania braterstwa naszych królestw proponuję zawarcie formalnego małżeństwa - wypowiedział zawczasu przygotowaną formułkę król Stilinski. Wskazał na stojącego obok Stilesa. - Oferuję ci rękę mego syna, następce tronu mego królestwa, spadkobiercę wszystkich podlegających mi terenów i posiadłości. Każdy jego potomek będzie miał prawo do dziedziczenia tronu twego i mego, by połączyć nasze królestwa unią personalną.
Stiles próbował wyglądać jak na księcia przystało, choć w granicach rozsądku.
Doradcy króla Dereka spojrzeli po sobie z zadumanymi minami, ale sam król nie zdawał się cierpieć na takie niezdecydowanie. Wszystkie jego mięśnie były napięte w oczywistej złości - i Boże, Stiles nie mógł nie zauważyć, jak wiele ich było.
- Nie drwij ze mnie - Derek zwrócił się szorstko raczej do Stilesa, niż do jego ojca. Stiles zamrugał.
- T-to poważna oferta, nie wiem, o czym mówisz - powiedział, bujając się na piętach. - Jeśli nie chcesz... - urwał, gdy Derek podniósł się z tronu i ruszył do niego ze wściekłością ściągającą jego przystojną twarz.
- To biedne królestwo. Nie mamy do zaoferowania nic, czego już nie posiadacie. Nie potrzebujecie tego sojuszu, więc nie - Derek pohamował się, patrząc na Stilesa - drwij ze mnie.
- Nie drwię z ciebie! - Stiles powiedział głośniej niż planował i wyciągnął przed siebie dłonie w akcie sprzeciwu. Jego serce biło szybko z nerwów. - Nie masz powodu do złości, to tylko oferta. Jeśli nie chcesz, po prostu powiedz.
Derek obejrzał się na swój dwór. Stojący obok tronu krępy mężczyzna o ciemnej karnacji zbędnie pochylił głowę, unosząc brwi. Derek spojrzał na ojca Stilesa, bladego dworzanina uśmiechającego się głupio przy tronie i ponownie na krępego mężczyznę. Nie obdarzył Stilesa spojrzeniem.
- Byłbym głupcem, odmawiając - nareszcie odpowiedział.
- Tylko nie pozwól mi wywrzeć na tobie zbyt dużej presji - rzucił ostro Stiles. Nie potrafił zrezygnować z obrażenia go. Niektórzy mogli odebrać go za chama, pomyślał oburzony. Przynajmniej nikt, kogo znał z imienia. Raczej. Derek rozszerzył nozdrza, lustrując go chwilę i naprężył ramiona.
- Królestwo Hale'ów wyraża zgodę na zawarcie sojuszu - powiedział ojcu Stilesa. Król Stilinski zmarszczył brwi w geście sugerującym, iż wielce prawdopodobne jest to, że będzie jeszcze żałował całego przedsięwzięcia.
Zawahał się i zerknął na Stilesa, unosząc brew w niemym pytaniu. Stiles niemalże słyszał jego niedowierzający głos: Naprawdę? On? Jesteś tego pewien?
Stiles utrzymał kontakt wzrokowy i subtelnie skinął głową. Tak, był pewny.
- Dobrze - król westchnął, jakby to on właśnie przyjmował propozycję od Dereka. - Ślub powinien odbyć się jak najszybciej. Jestem potrzebny w swoim królestwie.
- Tydzień - powiedział Derek, ruchem głowy zapraszając króla Stilinskiego na prywatną naradę, odprawiając Stilesa bez słowa.
Stiles pomyślał optymistycznie, że przynajmniej już coś wie o swoim przyszłym mężu. Nawet jeśli tylko to, że ten jest niegrzeczny.

Z powodu nadchodzących zaślubin w całym pałacu Hale'ów zapanował chaos - przynajmniej Stiles miał nadzieję, że nie jest to codzienny stan rzeczy. Przywarł plecami do ściany, by uniknąć służącej, która niosła stos bielizny przewyższający ją o głowę.
Jedyne miejsce, które leżało całkowicie poza zakresem przygotowań do ślubu, znajdowało się poza zamkiem, na zabrudzonym dziedzińcu.  Wymsknął się tam w myśl poszukiwań spokoju (wcale nie było w tym desperacji) i dał nura w stajnie.
W środku było spokojnie i ciemno, jedynym źródłem światła były promienie słońca wpadające do środka przez drobne pęknięcia w ścianach; powietrze przyjemnie pachniało końmi i widoczne były w nim wirujące pyłki kurzu. Usiadł na beli siana i odetchnął z ulgą. 
- Cześć - powiedział ktoś za nim, na co Stiles omal nie wyskoczył ze skóry.
- Boże święty - powiedział, łapiąc się za pierś i obracając, by zobaczyć opartego o grabie, silnego i dławiącego się ze śmiechu chłopaka o rozczochranych włosach.
- Nie miałem zamiaru wystraszyć Waszej Królewskiej Mości - powiedział chłopak, posyłając mu czarująco szeroki uśmiech. Może nie tyle chłopiec, zdał sobie sprawę Stiles, gdy mu się lepiej przyjrzał; stajenny musiał być w jego wieku.
- Wszystko w porządku, po prostu nie sądziłem, że tu kogoś spotkam. Wtedy nie byłbym taki nerwowy - odparł Stiles, odpowiadając na uśmiech. - Jak ci na imię?
- Scott - powiedział chłopak, nadal uśmiechając się do Stilesa jakby byli najlepszymi przyjaciółmi.
W domu Stiles zawsze spędzał czas ze stajennymi i ogrodnikami. Zawsze byli chętniejsi do ubrudzenia się podczas wypraw, niż dworzanie i panienki na wydaniu, z którymi Stiles musiał obcować. Myśl, że tu też może zdobyć przyjaciela, podnosiła go na duchu.
- Ukrywasz się przed ślubnymi przygotowaniami? - spytał Scott. Stiles skinął zawstydzony, a Scott rozsiadł się obok niego na bali, podpierając na łokciach. - Szaleństwo. Jakby szykowali się na wojnę - powiedział ze współczuciem.
- Właściwie to denerwuję się tak, jakbym na nią szedł - przyznał się Stiles, skubiąc słomę.
- Ze względu na króla? - powiedział Scott, zadzierając głowę. - Też bym się bał - Stiles wzruszył jednym ramieniem.
- Tak, tak sądzę, ale to raczej... - zawahał się nie wiedząc, jak delikatnie ma wyrazić swoją myśl. To nie było coś, o czym w ogóle powinien mówić, ale nigdy nie radził sobie dobrze z milczeniem, musiał dać upust swoim wątpliwościom, inaczej by zwariował. - No, um, po ślubie. No wiesz, tak później.
- Oh - powiedział Scott, przytakując ze zrozumieniem. - Nigdy tego nie robiłeś?
Stiles przygryzł wargę:
- Nie - odpowiedział, mimowolnie lekko zszokowany. - Oczywiście, że nie.
- To przyjdzie naturalnie - powiedział uspokajająco Scott, klepiąc go po przyjacielsku w kolano. Stiles zwijał się wewnętrznie, zbierając odwagę na zadanie najbardziej nurtującego go pytania.
- A co jeśli on... nie będzie chciał? Ja... nie jestem jakoś bardzo - powiedział, patrząc na swoje wymiętoszone ubrania.
- Ej, ej, nie! - zaprotestował szczerze Scott z rozszerzonymi ze zmartwienia brązowymi oczami. - Jesteś totalnie... no wiesz, bardzo! Nie lubię chłopców, ale jeśli bym lubił, to na pewno chciałbym to z tobą zrobić - Stiles zaśmiał się na jego troskę i poczuł lepiej.
- Dzięki, przyjacielu - powiedział. Scott posłał mu kolejny radosny uśmiech.
- Hej, dopóki tu jesteś, to chciałbyś mi pomóc?
- A wiesz, że tak? - powiedział Stiles. Scott podał mu bejcowaną szczotkę i przez cały spędzony wspólnie czas szczotkowali konie. Stiles ani razu nie pomyślał o nocy poślubnej.

Przez kolejne dni Stiles szczególnie czerpał przyjemność z towarzystwa Scotta; z dnia na dzień czas mijał coraz szybciej, aż tylko moment dzielił go od otwarcia oczu do stanięcia przed ołtarzem u boku Dereka. Cały dwór zgromadzony był ciasno za ich plecami, a naprzeciwko nich ksiądz buczał o miłości i honorze.
- Możecie się pocałować - powiedział ksiądz, składając ręce wyczekująco.
Stiles nagle poczuł się zażenowany i wstydził się spojrzeć na Dereka. Zza rzęs zauważył, że jego twarz jest równie napięta i nieprzystępna, co tydzień temu w sali tronowej i w równym stopniu przystojna, co wroga. Jego brwi były ściągnięte w pół-złości, a na sobie miał sztywną, haftowaną szatę i ciężką koronę, którą nosił, jakby nic nie ważyła.
Kiedy w końcu ich wargi się spotkały, te Dereka okazały się być zadziwiająco miękkie. Stiles wstrzymał oddech bezwiednie i sapnął, rozwierając odruchowo usta.
Od razu gorący i śliski język Dereka wślizgnął się do jego ust. W świętości kaplicy był to całkowicie niedopuszczalny i obsceniczny uczynek. Stiles chciał położyć pocałunkowi kres, dlatego stanowczo położył swoją dłoń na twardej klatce piersiowej Dereka. Otaczający ich tłum, ołtarz i ksiądz zniknęli, zastąpiło ich brzęczenie w uszach.
Derek przerwał pocałunek, wydając ustami cichy dźwięk. Gdyby Stiles się nie opanował, straciłby równowagę i wpadł na niego.
Po pocałunku bał się spojrzeć na ojca zajmującego miejsce w jednej z kościelnych ław, więc skupił wzrok na księdzu, udając aż do samego końca ceremonii, że go uważnie słucha, ignorując dzwonienie w uszach. Ojciec Stilesa pobłogosławił ich związek, ale Stiles nie był całkowicie pewny, czy ten rozumiał, jakie prawa małżeńskie pociąga za sobą ślub. Wolał nie ryzykować z nikim kontaktu wzrokowego, aż do minięcia czasu przyznanego na zgłoszenie sprzeciwu.
W jednej chwili cały strach go opuścił. Zostali małżeństwem.
Potem już tylko przytakiwał, uśmiechał się i uściskał dłoń z niekończącą się procesją ludzi, których imion nie potrafił zapamiętać. Przez jakiś czas z obsesją zajmował się ostatnią czynnością - na początku bał się, że robi to za mocno, wtedy w ramach rekompensaty zaczął łopotać ręką jak martwą rybą. Z jakiegoś powodu Stiles czuł się, jakby cały dzień jechał powozem po nierównej, kamienistej drodze. Jego obecna ,,kontrola" nad mięśniami nie wróżyła nic dobrego na nadchodzącą noc.
Uśmiechnął się do kolejnego szlachcica i miał nadzieję, że nie wyglądał, jakby się krzywił. Wtedy ze zdziwieniem zauważył, że została jeszcze tylko jedna osoba, która miała pogratulować im zawarcia małżeństwa.
- Bawcie się dobrze - powiedział w sposób niewłaściwy wuj Dereka, książę Peter. Wtedy odszedł i wszyscy ruszyli na obiad. Stiles nie miał nic innego do robienia, jak jeść i pić, i śmiać się z żartów, których nawet nie dosłyszał, i powiedzieć dobranoc czy pójść na piętro, gdzie pokojówka czekała, by przebrać go na noc poślubną.
Była w falbankach - falbankach w przesadnej liczbie. Także materiał był bardzo... cienki.
- Nie ma do tego drugiego szlafroka, czy coś? - spytał pokojówkę bez nadziei w głosie. Wyglądała, jakby powstrzymywała się przed złośliwym uśmieszkiem. Skrzyżował ręce na piersi, zakrywając sutki.
- Mogę jeszcze raz poszukać innej góry stroju - powiedziała z manierą opiekunki, spełniającej zachcianki dziecka. Stiles westchnął.
- Nie, jest dobrze - i tak, aż do rana, nie miało to mieć to za dużego znaczenia, pomyślał.
- Wasza Królewska Mość czegoś jeszcze potrzebuje? - spytała uprzejmie. Kiedy Stiles się sprzeciwił, dygnęła i wyszła, wpuszczając do środka Dereka.
Nowy mąż Stilesa zgubił gdzieś swój żakiet, był w koszuli i spodniach, rękawy podwinął do łokci, by ukazać dobrze umięśnione przedramiona. W swoich wielkich dłoniach niósł tobołek czarnego aksamitu. Stiles rozkrzyżował ręce zdenerwowany, szukając czegoś, co mógłby powiedzieć.
- Co to? - wskazał na materiał.
- To dla ciebie  - powiedział Derek, nie odpowiadając na pytanie. Odwiązał tobołek, by ukazać niesamowicie piękny, gruby kołnierz wysadzany rubinami i diamentami, który wyglądał na czarnym aksamicie jak kałuża ognia. Odchrząknął niezręcznie, wyciągając go przed siebie.
- Chcesz żebym...? - zaproponował i skierował dłonie w stronę szyi Stilesa w palcach trzymając biżuterię.
Stiles przytaknął na bezdechu i odwrócił się od Dereka, by ten mógł zapiąć kołnierz wokół jego nagiej szyi. Był zimny i ciężki. Stanowił kontrast z ciałem Dereka, które biło ciepłem w jego plecy. Stiles boleśnie odczuwał dłonie Dereka, które otarły się przypadkowo o jego obojczyk, pulsującą dziurę w gardle, kark.
Usta Dereka były tak blisko, że Stiles mógł poczuć ciepło jego wilgotnego oddechu. Bezsilnie przechylił głowę, by bardziej wyeksponować swoją szyję. Może nie będzie to takie przerażające, pomyślał. Ten ślub. Ta noc. A ten pocałunek przy ołtarzu był... Nie miałby nic przeciwko powtórce.
Ale kiedy z zamkniętymi oczami pochylił się w ciepło tuż za nim, każdy nerw w jego ciele gwałtowne się obudził - nagle Dereka zniknął, przez co prawie się potknął.
- Derek? - powiedział słabo, otwierając oczy.
Po drugiej stronie pokoju cały spięty Derek już leżał plecami do Stilesa na wyszywanej sofie, notabene wyglądającej na sztywną. Nie odpowiedział. Szczęka Stilesa rozluźniła się w niedowierzaniu.
- Jesteś poważny? Naprawdę? Serio? - spytał, gestykulując żywo, chociaż Derek na niego nie patrzył. - Czy... Musimy skonsumować ślub!
Po chwili Derek powiedział bez odwracania się:
- Musimy sprawić, żeby to tak wyglądało.
Rozważając wszystkie wcześniejsze obawy Stilesa, słowa Dereka nie powinny aż tak go zranić. Nagłe uczucie odrzucenia nie powinno być tak ostre. To tylko jego duma została ugodzona.
- Wiem, że nie jestem zupełnie nieatrakcyjny - powiedział głosem bardziej rozdrażnionym niż by tego chciał. - Jestem... Powiedziano mi, że jestem, no wiesz, niczego sobie.
To w końcu zwróciło uwagę Dereka. Usiadł na sofie i spojrzał na niego.
- Co? Kto ci to powiedział?
- Nikt. Stajenny - powiedział Stiles, patrząc na podłogę. - Chciał być tylko miły.
- Tylko miły - powtórzył Derek, zaciskając szczękę.
- Milszy od ciebie - zripostował, odwzajemniając spojrzenie.
- Idź spać - powiedział Derek. I znowu odwrócił się do Stilesa plecami.
Łoże było wielkie i Stiles wiercił się w nim przez długi czas, zanim poszedł w ślady Dereka i zapadł nieszczęśliwie w sen.

Gdy następnego ranka -ranka po ich nocy poślubnej - Stiles wstał, Dereka już nie było. Wpatrując się w kamienny sufit, doszedł do wniosku, że chociaż szeptane ostrzeżenia o obolałości były niepotrzebne.
Po raz pierwszy rozejrzał się po pokoju w świetle dnia. Był zbyt pochłonięty wczorajszej nocy, by dużo zauważyć, ale zauważył sobie, że komnata była piękna - przestronna (nie na tyle, by być nieprzyjazną) z wielkimi oknami i czerwonymi dywanami ścielącymi podłogę. Mogłaby spokojnie stanowić wymarzone miejsce do spędzenia prawdziwej nocy poślubnej, pomyślał gorzko.
Kiedy zszedł na dół w poszukiwaniu śniadania, spotkał Dereka siedzącego samemu przy stole. Wertował plik papierów i żuł chleb z miodem, jakby ten miał mu zaraz zrobić krzywdę.
- Wychodzę się przejechać - Stiles rzucił w powietrze.
Ale za plikami odgłos żucia zamarł. Po chwili zza nich wyłoniła się niezadowolona twarz Dereka.
- Przejechać? - powtórzył. - Na koniu? - Stiles zmarszczył brwi, dłubiąc swoją kleistą bułkę.
- Nie, na kaczce - powiedział. Derek zignorował uwagę, jego twarz przybrała jeszcze bardziej odpychający wyraz.
- Sam? - spytał. Stiles wzruszył ramionami.
- Mogę wziąć ze sobą stajennego - powiedział, na co brwi Dereka ściągnęły się.
- Pójdę z tobą - zadecydował i zniknął jeszcze raz za papierami. Najprawdopodobniej niczym więcej niż bezsensownymi gryzmołami, pomyślał poirytowany Stiles.
- Nikt cię nie zapraszał - powiedział głośno, ale Derek pozostał na to głuchy i Stiles ustąpił. Nie kończąc śniadania, wyszedł z westchnieniem, by się przebrać.
Kiedy pojawił się w stajni, już znalazł tam swojego nowego przyjaciela - chłopca stajennego - pochłoniętego czesaniem dereszowatej klaczy.
- Witaj, słodziutka - Stiles powiedział ciepło do konia. Tym razem to Scott podskoczył z zaskoczenia. Ukłonił się nisko, gdy zobaczył, kto się pojawił.
- Sti... Książe Stiles - powiedział całkiem uprzejmie, patrząc się za ramię Stilesa. - Jedziesz tego poranka?
- Mój małżonek i ja domagamy się wierzchowców - powiedział Derek i Stiles obrócił się zaskoczony, nie usłyszał nawet, jak ten pojawił się za nim. Mężczyzna chodził jak kot.
Scott szybko osiodłał klacz i wielkiego, czarnego ogiera. Derek pochylił się pobłażliwie, by sprawdzić jakość pracy Scotta, a chłopak, zamiast wyglądać na zirytowanego, wykorzystał skupienie Dereka. Uniósł brew na Stilesa, posyłając mu niewerbalne, konspiracyjne pytanie.
Wiedząc, że słowna odpowiedź była zdecydowanie złym pomysłem, Stiles nie mógł nic poradzić, jak tylko skrzywić usta w rozczarowaniu i szybko wzruszyć ramionami. Scott zmarszczył czoło zaskoczony.
Oboje zdążyli przywrócić twarze do gładkiej naiwności, zanim Derek z powrotem się do nich odwrócił. Spojrzał na jednego i drugiego podejrzliwie.
Scott zbliżył się do Stilesa, by pomóc mu wsiąść, ale ciężka sylwetka Dereka gwałtownie stanęła między nimi. Uniósł Stilesa, jakby nic nie ważył i usadowił go lekko w siodle.
Sam Derek nie potrzebował żadnej pomocy w dosiadaniu wierzchowca, przerzucając się przez niego w jednym, wyrobionym ruchu. Stiles przekręcił oczami. Ogier, to oczywiste.
Gdy przejeżdżali przez bramę zamku, poczuł przyjemny powiew wiatru na twarzy. Nawet z przyćmiewającym już dramatem poprzedniej nocy, Stiles uśmiechał się szeroko. Ciężko było być złym, jadąc na koniu w piękny, wiosenny dzień.
- Czy to..? - powiedział Derek z wahaniem, ale nie dokończył myśli.
- Co? - powiedział Stiles. Derek westchnął.
- Nieważne - burknął.
Klacz była uduchowiona tak, jak wyglądała i utrzymanie nad nią kontroli zabierało Stilesowi bardzo dużo energii. Był zaszczycony, że Scott uważał go za zdolnego do poradzenia sobie z nią. Oczywiście był; ale większość ludzi z góry zakładała, że książę - wychowany na dworze, nie na polu bitwy - ledwo co odnajduje się w siodle.
Wdychał głęboko kwietniowe powietrze, wciąż czując napięcie spowodowane nieudaną nocą poślubną - i jeśli być szczerym, ciasne bryczesy Dereka wcale nie pomagały mu w zrelaksowaniu się. Czuł, że gdyby nie zyskał trochę przestrzeni i nie uwolnił z siebie złej energii, wyskoczyłby ze skóry.
- Ścigamy się! - krzyknął i wystrzelił do przodu, zanim Derek mógł mu się sprzeciwić.
Stiles udawał, że jego start nie był jedynym powodem, dla którego Derek, nadciągający za nim jak burza, był jakieś pół mili za nim. Jednak zaczął już ściągać konia do stepu, więc Stiles także ściągnął swoją klacz, tarmosząc jej głowę, pomimo że trochę protestowała.
- Szz - powiedział, klepiąc ją delikatnie po szyi. Prychnęła i w końcu, gdy byli już blisko brzegu jeziora, zwolniła.
Kiedy uniósł wzrok, był zafascynowany faktem, że Derek naprawdę się uśmiechał, był boleśnie przystojny i wyglądał na wysportowanego. Miał rozwiane włosy i rozluźnił krawat wokół szyi, więc Stiles mógł zobaczył pot zbierający się w jej wgłębieniu. Właśnie coś mówił.
- Co? - Stiles powiedział głupio.
- Powiedziałem - Derek zaczął, ale Stiles nie dane było się dowiedzieć, co takiego, bo w tym momencie koń Dereka przestraszył kuropatwę, która wyskoczyła z wysokiej trawy. Wyskoczyła tak gwałtownie, strosząc skrzydła, że koń Stilesa przeraził się i stanął dęba. Zanim Stiles zdążył złapać za lejce, już leciał w powietrzu, żeby boleśnie wylądować z pluskiem w zbiorniku na kaczki.
Po chwili walki w wodzie, wypłynął na powierzchnię, śmiejąc się i plując brudną wodą. Woda była lodowata, ale nie za głęboka - mógł stanąć spokojnie na dnie. Przetarł oczy i rozejrzał się za Derekiem.
Czarny ogier stał bez jeźdźca na grzbiecie. Stiles miotał się chlapiąc dookoła, póki nie zauważył Dereka. Stał blady już po kolana w wodzie.
- Nie! Nie wchodź! Tylko się zmoczysz - Stiles krzyknął. Usta Dereka się poruszały, ale Stiles miał uszy zalane wodą. Ruszył do brzegu, próbując rozgarniać przed sobą wodę. Kiedy był wystarczająco blisko Dereka, ten chwycił go i pół-przeniósł na suchy ląd.
- Boli cię coś? -  pytał uporczywie, błądząc dłońmi po chłodnym ciele Stilesa. Były dekoncentrująco ciepłe.
- Nie, wszystko dobrze, naprawdę - powiedział, wykręcając się. Zamrugał, strącając z rzęs kropelki wody.
Usta Dereka zacisnęły się, gdy badał stan Stilesa, zatrzymując wzrok na jego ustach i klatce piersiowej. Wyglądał na wściekłego, pełnego dezaprobaty.
Stiles wiedział, że musi wyglądać śmiesznie z koszulką przyklejoną do niego niczym druga skóra i policzkami najprawdopodobniej w odcieniu jasnej czerwieni - takimi jakie zawsze dostawał z zimna czy wysiłku. Spojrzał na siebie pełen żalu. Boże, przez koszulę było mu widać sutki.
Szybko skrzyżował na klatce piersiowej ręce. Kolejne nienaganne wrażanie zrobione na nowym mężu. Jeśli tak dalej pójdzie, Derek pewnie będzie próbował zamknął go w klasztorze przed końcem miesiąca.
- Trzymaj - powiedział Derek, zdejmując z siebie płaszcz i podając go tak brutalnie, że Stiles musiał go przyjąć lub pozwolić, by wpadł do błota. - Nie marnuj mojego czasu dosiadając konia, nad którym nie potrafisz zapanować.
Stiles otworzył usta jak ryba, jego rozbawienie rosło.
- To nie moja wina!
Derek odszedł od brzegu i Stiles był zmuszony za nim podążyć, ściskając w dłoniach głupi płaszcz.
- To nie moja wina! - krzyknął na niewzruszonego Dereka.
Derek zakazał mu jechać w drodze powrotnej na klaczy, nawet gdy Stiles przysięgał, że pojedzie majestatycznie jak łabędź. Zamiast tego, ignorując Stilesa, usadził go na swoim ogierze, zanim z wdziękiem zajął za nim miejsce.
Stiles sprzeciwił się być nawet w najmniejszym stopniu wdzięcznym za takie zachowanie, ale gdy na ich mozolnej drodze powrotnej do stajni zawiało, nie mógł odmówił sobie pochylenia się do tyłu w ciepłą, wielką klatkę Dereka. Chwilę później odmówił krótką, cichą modlitwę dziękczynną za zimną wodę nadal spływającą po jego bryczesach.
Nieszczęśliwie, gdy w końcu pojawili się w stajni, Stiles zauważył, że tylko on spędził przejażdżkę na myślach wymagających zimnej wody. Derek z pewnością spędzał czas na pokładaniu winny w pewnej, niewinnej osobie trzeciej.
- Co sobie myślałeś, dając Jego Królewskiej Mości źle wytrenowaną klacz? - wyrzucił z siebie, zbliżając się do biednego Scotta, jakby zamierzał go przewrócić. - Próbowałeś go zabić?
- Derek, przestań - powiedział Stiles. Kiedy wyglądało na to, że Derek zamierzał go zignorować, dodał: - Poza tym to właśnie ty ją spłoszyłeś.
Derek spojrzał na niego, jakby dostał policzek.
- Nie... to nie jest oczywiście twoja wina - sprostował od razu na widok zawiedzionego wyrazu twarzy Dereka. - Chciałem tylko powiedzieć, że mogło się to zdarzyć każdemu i... i zimno mi - zauważył to dopiero, gdy to powiedział. Jego zęby szczękały.
Derek odsunął się od Scotta, by sięgnąć po koc wiszący na jednym z boksów. Owinął go ciasno wokół Stilesa. Koc drapał i pachniał końmi, ale był bardzo ciepły i Stiles posłał Derekowi wdzięczne spojrzenie. Derek odchrząknął.
- Powiem służącym, by nalali wody do wanny - powiedział i wyszedł ze stajni, nie odwracając się ani razu.
Scott patrzył, jak wychodził, krzywiąc się.
- Nie mi krytykować króla, ale... - powiedział wolno, a wtedy złączył wargi, jakby nie mógł temu zaradzić; dodał: - Czy on naprawdę nie..?
Stiles przytaknął mu sztywno, poniżony.
- To okropne - Scott powiedział, mrugając. Skrzyżował ręce na piersi. - Powinien traktować cię lepiej i zaczynam sądzić, że jeszcze nie chce, żebyśmy spędzali razem czas.
- Ej, nie, przestań! - Stiles powiedział, składając błagalnie dłonie. - Jesteś tu moim jedynym przyjacielem.
- To oczywiste, że dalej nimi będziemy - Scott powiedział twardo, jakby to było oczywiste. - Może być królem, ale nie może tak po prostu ci rozkazywać. Schodź do mnie, kiedy tylko chcesz.
Dzięki Boże, Stiles pomyślał. Gdyby nie mógł nawet ponarzekać jedynej osobie, która wykazywała jakąkolwiek troskę, zaniemówiłby. Byłoby to jego jedyną opcją.

Gdy pojawił się w pokoju Dereka, wanna już na niego czekała z zapraszająco unoszącą się ku wysokiemu sufitowi z kamienia parą. Przemyślnie umieszczono obok grubą matę i stertę mięciutkich ręczników. Stiles miał problem z pozbyciem się z siebie mokrych ubrań. Nie przerywając drogi do wanny, potykał się, próbując ściągnąć skarpetki.
W końcu nagi zanurzył się w wodzie z ciężkim jękiem. Derek za surowo ocenił królestwo Hale'ów w negocjacjach małżeńskich; jego teren był mały, ale armia miała dobrą reputację dzięki okrucieństwu i dyscyplinie. Skarbiec królestwa także nie cierpiał - było to widoczne w wielkości miedzianej wanny i zapachu słodkich ziół unoszących się w delikatnie parującej wodzie.
Przez długie minuty Stiles unosił się w wodzie, czekając, aż ból wypłynie z jego odmarzniętych kości. Mruknął z zamkniętymi oczami i podkurczył palce u stóp.
Kiedy jego ciało się ogrzało, a skóra na palcach zmarszczyła, dała mu o sobie znać kolejna potrzeba fizjologiczna. W jego głowie wciąż przeplatały się wspomnienia twardego ciała Dereka ocierającego o jego plecy i tego jedynego, spektakularnego pocałunku.
Gdyby nie gorący i podniecający dotyk ich warg, potrafiłby wyzbyć się nadziei związanej z ich małżeńskim łożem. Fantazje, które kreował od chwili, gdy był wystarczająco duży, by dostrzec ślicznych chłopców i dziewczyny przemykających przez zamek ojca. Mógłby dostosować oczekiwania do rzeczywistości. Ale - pomijając wrogość Dereka - w jego głowie nadal tkwiło wspomnienie tego pocałunku, rozgrzewającego go bardziej od wody. Przygryzł wargę, kradnąc jedną dłoń znad powierzchni wody.
Może tej nocy Derek by do niego przyszedł, wyobraził sobie, biorąc się w rękę. Miał już pół-erekcję i dalej szybko twardniał. Może Derek ściągnąłby z niego kołdrę, podciągnął jego koszulę nocną, przygniótł go do łóżka całym ciężarem swojego szerokiego, dobrze umięśnionego ciała.
Stiles pozwolił swoim kolanom opaść na ściany wanny, zanurzając się głębiej pod poziom wody. Pozwolił wodzie wpłynąć mu do ust i łaskotać go pod nosem w rytm szarpanych ruchów jego ręki.
Co wtedy by zrobił Derek? Może przyłożyłby do niego usta. Zacisnął palce mocniej na swoim kutasie, wyobrażając to sobie. Może wziąłby Stilesa do ust, tak jak robią to w żartach, które opowiadali służący, gdy myśleli, że Stiles nie słucha. Derek miał piękne usta, nawet gdy używał ich tylko do krzywienia.
I może, Stiles pomyślał - jego wolna ręka zsuwała się coraz niżej i niżej - może mógłby wsadzić swój język gdzie indziej. Może użyłby tego silnego, mokrego języka, by zmusić do otworzenia się kolejną część ciała Stilesa, póki nie zrobiłaby się tak miękka jak jego usta, póki Stiles nie błagałby o litość, póki...
Stiles zamarł z jednym chętnym palcem wsuniętym w siebie. Jego serce mocno obijało się o jego żebra. To brzmiało jak zamknięcie drzwi.
Zacisnął swoje oczy jeszcze mocniej, oddychając w krótkich, pełnych poniżenia sapnięciach - chociaż jego kutas pozostawał twardy jak stal, przebijając się przez taflę ciepłej wody. Kiedy dłoń spoczęła na jego głowie, kwiknął zszokowany.
- W jakie kłopoty wpadasz, gdy zostawiam cię samego - Derek mruknął, jego głos był bliżej niż Stiles sądził. Otworzył oczy niechętnie, przerażony tym, co zobaczy.
Derek kucał przy wannie i patrzył ciepło spod przymkniętych powiek nie na ciało Stilesa czy boleśnie oczywistą erekcję, tylko na twarz. Kiedy zobaczył, że Stiles odpowiedział na jego spojrzenie, posłał mu mały, prywatny uśmiech, przesunął wierzchem jednego palca wzdłuż jego policzka.
- Mój mały książę - powiedział delikatnie. - Mój własny.
- Ja... ja jestem prawie twojego wzrostu - powiedział z zawstydzającą chrypką. Chwilę później miał ochotę odgryźć sobie język. Błoga senność zniknęła z twarzy Dereka jak sól rozpuszczona w wodzie.
- Tak, jesteś - powiedział szorstko. Odchrząknął i wstał, unikając jego wzroku. - Nie siedź tu długo. Obiad za godzinę.
Derek zatrzymał się w drzwiach.
- Jeśli myślałeś o tym... chłopaku - powiedział.
- Co? Nie! - Stiles zaprotestował, w końcu usuwając ręce z wrażliwych stref i siadając prosto w wannie. Skrzywił się na tę myśl; Scott był niesamowity, ale Stiles nie rozpatrywał go w innych kategoriach niż braterskich. Czysto z zasady dodał: - A nawet jeśli, to moje myśli, nie twoje.
- Są - Derek powiedział cicho. - Tylko chciałem ci powiedzieć, byś zachował dyskrecję. Dla dobra sojuszu.
Szczęka Stilesa opadła. Do czasu, gdy sformułował odpowiedź na oskarżenie o niewierność, które padło jeszcze niecały dzień od zaślubin - zanim jego mąż mógł w ogóle zacząć się o to martwić - drzwi już od dłuższej chwili były zamknięte, a jego erekcja opadła. Derek nie dał mu żadnej szansy do namysłu. Nie miał też żadnego powodu do takich podejrzeń.
Stiles oparł głowę na krańcu wanny i zaczął rozmyślać nad tym, czy nie zostać w niej już na zawsze.

Kiedy w końcu zszedł na obiad, ledwo zdążył na pierwsze danie. Stiles czuł się tak kolczasty jak jeż i podwójnie złośliwy. Bez wątpienia Derek był takim dupkiem dlatego, że musiał spędzać ze sobą tyle czasu, pomyślał trochę irracjonalnie.
Był na tyle zajęty, dusząc swoją irytację i posyłając Derekowi mordercze spojrzenia znad pieczonej przepiórki, że nie zauważył, gdy jeden z dworzan zaczął do niego mówić, aż do połowy jego wypowiedzi. Był to krępy mężczyzna o łagodnej twarzy - Lord Deaton, przypomniał sobie - którego Derek pytał o radę podczas negocjacji.
- Co? - Stiles spytał marudnie, spoglądając na niego.
- Oh, mój drogi. Nie potrafię sobie wyobrazić, co zrobiłeś swojemu biednemu małżonkowi, że jest w takim nastroju - wujek Dereka, Peter wyszeptał dramatycznie i wystarczająco głośno, by połowa stołu mogła usłyszeć. Fala śmiechu przeszła przez pokój. - Czy będzie potrzebował spotkania z lekarzem?
Stiles dźgnął złośliwie końcówką noża kawałek przepiórki. Nie ufał sobie na tyle, by wygłosić zdanie na ten temat. Cisza mówiła dworzanom sama za siebie. Kobieta siedząca przy Dereku uderzyła go żartobliwie w ramię swoim zamkniętym wachlarzem - gest był porównywalny do uderzenia góry miotełką do kurzu.
- Mówiłem - Lord Deaton powtórzył, - że król zadecydował o urządzeniu balu pod koniec tygodnia. W celu przedstawienia cię formalnie dworzanom.
Stiles spojrzał na Dereka czekając na potwierdzenie, ale jego twarz nic nie ukazywała.
- Oh, brzmi miło -  usiłować zebrać się na przekonujący uśmiech.
- To znaczy, że musisz zostawić go w wystarczająco dobrej kondycji do tańca, Derek - mruknął Peter.
Stiles zaczynał być pewny, że książę Peter Hale był powszechnie nielubianym mężczyzną. Przez resztę posiłku zabawiał się, wyobrażając sobie, że każdy kawałek mięsa posiadał twarz Dereka, a warzywa - Petera.
Tej nocy, kiedy położył się już do łóżka, schował twarz w poduszce i momentalnie zasnął. Nie czekał, by zobaczyć, czy Derek miał zamiar w ogóle się pokazać.

Kolejnego dnia Stiles zauważył nastawienie dworu na zapoznającej obradzie, najwyraźniej dwór dalej widział go jako zagranicznego gościa. Stiles dowiedział się o spotkaniu tylko dlatego, że poszedł do kuchni po podwieczorek, gdzie powiedziano mu, że było trzymane ciepłe dla radnych i króla.
- Ale możesz dostać trochę chleba z serem, kochaniutki - powiedziała sympatycznie kucharka.
- Nie, dziękuję - Stiles krzyknął przez ramię już w połowie korytarza. Był już w pełni przygotowany do walki o to, by jego rady zostały usłyszane i nie miał nic przeciwko zyskaniu respektu dworu; ale po pierwsze nie mógł tego robić, jeśli nie wiedział, że pomocnicy króla mieli spotkanie.
Wszyscy przestali mówić i obrócili się, by zobaczyć jak otwiera drzwi do sali obrad, oddychając ciężko i nieatrakcyjnie się pocąc. Tuzin radnych siedziało wokół szerokiego stołu; Stiles z imienia rozpoznał wśród nich jedynie księcia Petera i lorda Deatona, resztę w większości pamiętał z twarzy. U szczytu stołu Derek uniósł brwi.
- Przepraszam, przepraszam - Stiles powiedział bez tchu. Gdy próbował usiąść na wolnym krześle, niemal przewrócił je, bo zaplątało się o jego nogi. - Już jestem, ignorujcie mnie.
Książę Peter, który był najprawdopodobniej w trakcie monologu, pozwolił przeciągnąć ciszę na kolejny krótki moment, w którego trakcie Stiles złożył ręce na kolanach i starał się wyglądać na skupionego - nie kogoś, kto przebiegł tu całą drogę.
- Jak już mówiłem - książę Peter kontynuował, - skarbiec jakimś sposobem opustoszał. Nie mamy jak pokryć wszelkich niepotrzebnych wydatków, więc przejdziemy dalej, by przedyskutować...
- Przepraszam, poczekaj, co nazywamy niepotrzebnym? - Stiles spytał. Derek przekręcił oczami ku niebiosom, a książę Peter umyślnie milczał chwilę, zanim odpowiedział.
- Budownicze projekty, spisy ludności i pozostałe zbyteczne elementy rządu. Budżet nie może ich pokryć. Może po...
Marszcząc się, Stiles przerwał mu jeszcze raz:
- Ale czy ty... nie chcę być złośliwym - powiedział pośpiesznie, rozglądając się po stole. - Ale czy nie obchodzi cię niedobór żywności nadchodzącej zimy?
- Ledwo widzę, jak cenzus... - Peter zaczął, ale Stiles już potrząsał swoją głową.
- Nie, projekty budowlane. Powinniście łożyć więcej pieniędzy na drogi, szczególnie tu i tu - powiedział, sunąc palcem po mapie. - Zawsze jest tam nadwyżka pszenicy w tej części królestwa i nie ma gdzie dotrzeć - znów rozejrzał się po sali. - Uh, przynajmniej tak czytałem.
Lord Deaton wyglądał na zamyślonego, ale większość stołu wyglądała na znudzoną. Pulchna kobieta z zaplecionymi warkoczami używała noża do usunięcia brudu spod paznokci.
- Sugerujesz, że źle zarządzamy zasobami z wojny z Argentsami? - powiedział uśmiechnięty szyderczo mężczyzna w zielonym aksamicie.
Stiles pochylił się do przodu, pochłonięty.
- Ale czemu wciąż walczycie z Argentsami? - spytał. - Nie mają żadnych potrzebnych wam zasobów. Wy nie macie żadnych im potrzebnych. Wasze królestwa ledwo ze sobą graniczą. Czemu więc wojna trwa nadal?
- Co on tu znów robi? - książę Peter rzucił w powietrze.
- Biorę udział w radzie mojego męża - powiedział Stiles.
Peter uśmiechnął się lekko, siadając w swoim siedzeniu.
- Jestem pewny, że chcesz pomóc, Stiles, ale te wszystkie interesy stanu muszą cię nudzić. Może chciałbyś zobaczyć z sir Isaac'iem oranżerię?
- Nie, dobrze mi tu - Stiles powiedział przyjemnie i zahaczył stopy wokół nóg krzesła.
- Może nie wyraziłem się jasno - powiedział Peter trochę głośniej. - To nie twoje miejsce.
Ze szczytu stołu Derek obserwował ich cicho i obojętnie. Rozglądając się wokół, Stiles nie zauważył na twarzach radnych żadnego wsparcia i wolał nie kusić fortuny.
- Od teraz będę tylko słuchał - powiedział, ustępując.


Próby wciśnięcia się do królewskiej rady z pewnością będą godne wysiłku, Stiles myślał, bo rola, w której go na razie widzieli, niezwykle nie przypadła mu do gustu.
- Naprawdę? - spytał sceptycznie, trzymając delikatnie żółty szlafrok ku światłu. Był jeszcze bardziej ozdobiony od jego ślubnego stroju i zupełnie pokryty falbankami. - Wiem, że dorastałem do stanowienia pięknej dekoracji dla rady, nie do walki, ale czy musimy posuwać się aż tak daleko?
- Hmm - służąca powiedziała, odchylając głowę i rozmyślając nad problemem. Stiles potrząsnął strojem tak, że falbanki podskoczyły. - Nie - zadecydowała i odwróciła się do garderoby.
Kolejny strój, który wygrzebała, był z krzykliwie czerwonej satyny.
- Przejście ze ślubnej bieli do...tego, to jak granie na plotce rady - Stiles zwrócił uwagę.
- Racja—um, jaka plotka? - powiedziała służąca nieprzekonująco. Parsknięcie Stilesa najprawdopodobniej dodało jej odwagi. - My pod schodami i tak wiemy, że to nieprawda - wyszeptała, unosząc dłonie do ust.
- Co? - Stiles powiedział zmartwiony - Jak?
- Pościel - powiedziała, jakby było to oczywiste. O Boże, Stiles szybko zmienił temat.
- Co sądzisz o niebieskim jedwabiu? - rzucił bez namysłu. Wyciągnęła i przymierzyła do niego. Oboje wpatrywali się w materiał.
- Tak - powiedziała zdecydowana i przebrała go z codziennych ubrań w suknię, zanim Stiles sam mógł podjąć decyzję. Przytaknęła z satysfakcją, obracając go w stronę lustra. - Jestem pewna, że tej nocy nie będziesz miał problemów z Jego Królewską Mością.
Stiles przełknął ślinę. Odbicie w lustrze przedstawiało mu nieznajomego mężczyznę. Atrakcyjnego nieznajomego, ale nieznajomego. Niebieski jedwab był grubości papieru, przywierał mu do ramion, które wyglądały na szersze.
- Czuję się głupio - powiedział, skubiąc koronkę wokół bicepsa. Służąca obróciła go trochę i wskazała wrednie:
- Spójrz na swój brzuch - powiedziała. - Dalej czujesz się głupio?
Stiles tak się czuł, naprawę. Jedwab był ucięty na skos i przylegał do jego zadziwiająco krągłych kształtów. Powodowało to, że czuł się bardziej nagi niż przed je założeniem. Jednak postanowił zachować spokój. Powinien słuchać wszystkich rad służących i stajennych, bo jego działania spotykały się jedynie ze złym przyjęciem.
- Czasami to zabiera trochę czasu - powiedziała służąca, klepiąc go matczynie po plecach. - Jeśli nie potrafi go postawić, po prostu bądź cierpliwy i staraj się nie śmiać. Zdarza się to częściej niż możesz sądzić.
Gdyby Stiles był lepszym człowiekiem, to zdusiłby tę szczególną pogłoskę w zarodku. Ale nie był. Kiedy przez całe dzieciństwo Stiles miał notoryczne problemy z zamykaniem ust, to w końcu dzięki radzie Hale'ów nauczył się wartości milczenia - skutecznego, użytego w sposobności idealnej.
Do diabła z tym, co sądziła, że wie. Służąca uszczypnęła go w policzek, posmarowała mu usta piekącym balsamem i wysłała na jego powitalny bal.
Stiles prawie dwukrotnie zgubił drogę wśród zakręconych korytarzy zamku i kiedy zdołał zlokalizować szczyt okazałej klatki schodowej prowadzącej do sali balowej, starał się tam wedrzeć jak najszybciej i bez zapowiedzi. Odźwierny musiał jednak wyciągnąć rękę i zablokować mu drogę. Wyglądał na głęboko zranionego, że został zmuszony do takiej zniewagi. Stiles starał się przeprosić, na co mężczyzna skrzywił się bardziej. 
- Książę Małżonek, Jego Królewska Mość -  odźwierny zaczął i gestem dłoni zaprosił Stilesa do sali.
Ciąg tytułów szybko stopił się z hałasem tłumu, gdy Stiles ruszył schodami, a cała rada odwróciła się w jego stronę jak mechaniczny automat. Nie był szczególnie wstydliwym mężczyzną, ale trudno było nie speszyć się pod okiem tylu osób. Podczas ślubu mógł przynajmniej skoncentrować się na Dereku. Gdzie był Derek?
Wszystkie twarze przez chwilę zdawały się zamazać razem, ale wtedy zauważył mężczyznę stojącego na uboczu, bezpiecznie od nacisku tłumu. Jego twarz jak zawsze była ściągnięta i poważna, jego usta zaciśnięte; ale Stiles był tak szczęśliwy na widok znajomej twarzy, że obeszła go jej ekspresja; uśmiechnął się, czując na niej rumieniec ulgi.
Szmer wokół niego wzrastał stopniowo. Zanim postawił stopę na dole schodów, już pół tuzina dworzan czekało na jego drodze. Ponownie zgubił męża z oczu.
- Do usług, Wasza Wysokość - powiedział mężczyzna ze śmiejącymi się oczyma i ciemnymi włosami, całując go w dłoń.
- Jak i ja - powiedziała panna, smukła blondynka. Grzeczne, urzekające powitania wypowiadane przez tłum brzmiały jak pieśń. Stiles uśmiechnął się do nich szczęśliwy, oczarowany takim powitaniem. Myślał, gdzie mógł zniknąć Derek.
- Jesteście bardzo mili - powiedział i zaśmiał się, kiedy rozwinęli swoje subtelności w śmieszne, wylewne komplementy. Był całkiem pewny, że w ciągu ostatnich pięciu minut widział przynajmniej 10 par oczu ładniejszych od swoich; ale słuchanie o nieskazitelnych bursztynach, whiskey w krysztale czy rzekach skąpanych w promieniach zachodzącego słońca było całkiem zabawne . Dworzanie mieli niesamowity arsenał peryfraz słowa: "brązowy".
Był trochę zszokowany, gdy ktoś ośmielił się skomentować jego usta, ale wszyscy przytaknęli bez mrugnięcia okiem. Dlatego Stiles postanowił przystosować swoją kulturę osobistą do nowego otoczenia.
Dwór ojca Stilesa był mniej elokwentny i i wyrafinowany, a Stiles nie spodziewał się wcześniej dużych różnic u Hale'ów. Derek z pewnością nie posiadał gestu swojego ludu. Stiles zastanawiał się, czy źródło uprzejmości stanowił wpływ zmarłej królowej, denerwującego wujka Dereka czy może coś innego. Dyskomfortem było wiedzieć tak niewiele o przyszłym domu.
Książę Peter wyłonił się z tłumu, jakby odczytał myśli Stilesa i ukłonił się grzecznie nad jego ręką. Kiedy się wyprostował, jego wzrok był skupiony na ustach Stilesa. Oblizał je nerwowo.
- Istotnie są śliczne - Peter powiedział, uśmiechając się w sposób przyprawiający Stilesa o chęć umycia się. - Nawet gdy czasami są przepełnione mylnymi informacjami... ale i rad pełnych dobrych chęci.
Stiles w rozdrażnieniu zmrużył oczy, ale nim zdążył odpowiedzieć, książę Peter wtopił się w tłum. Kiedy ten rozstąpił się, by go przepuścić, Stiles zobaczył Dereka wpatrującego się ze ściągniętymi brwiami nie w niego, ale Petera.
- Uhonorujesz mnie tańcem, Wasza Królewska Mość? - spytała ciemnoskóra dama o grubych, pełnych obiętości lokach, podsuwając mu imponujący łokieć. Jednak Stiles martwił się, że podepcze jej stopy. Zlustrował jej suknię i eleganckie maniery. Nie mógł z nią zatańczyć, na pewno ją podepcze.
- Przepraszam, ale głęboko wierzę, że pierwszy taniec jest zarezerwowany dla nowego męża - powiedział głos za nimi i Stiles odwrócił się wdzięczny, by spotkać posępną minę Dereka. - Nawet w wypadku, gdy jego małżonek jest taki popularny.
- Powinieneś nas poważnie przeprosić za tę ciężką zbrodnię, Królu Dereku - powiedziała dama ze śmiechem. - Jak mogłeś ukraść nam taką nagrodę sprzed nosa bez dania nam żadnych szans?
Derek zamiast zamienić przekomarzania w uprzejmość, patrzył na nią w ciszy, aż z jej twarzy zniknął uśmiech. Rozłożyła swój wachlarz i powachlowała się nim niezręcznie.
- Gorąco tu, nie sądzisz? - powiedziała, odsuwając się do przekąsek.
- Jesteś bardzo niemiły - Stiles powiedział mu, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu. Po raz pierwszy czuł się rzeczywiście mile widziany przez ludzi Dereka i działało to na niego bardziej, niż tego oczekiwał.
- Zatańczysz ze mną? - spytał Derek. Brzmiał paradoksalnie niepewnie, choć nie miał żadnej konkurencji.
- Oczywiście - Stiles powiedział i przekręcił oczami. Ujął rękę Dereka, by rozstać zaprowadzonym między tańczące pary. Kiedy muzyka przeszła w walc, dłoń Dereka ułożyła się na jego biodrze i zaczęli się razem poruszać.
Derek odchrząknął. 
- Wyglądasz... bardzo... - Derek powiedział, zanim zamilknął, krzywiąc się. Stiles roześmiał się. Zaczął czerpać przyjemność ze słuchania jaki jest bardzo.
- Dziękuję - odpowiedział. - Ty też.
Na początku nie był tego całkowicie pewny, ale albo zmysły Stilesa się wyostrzały, albo to Derek z każdym ruchem zbliżał się do niego coraz bardziej. Był zupełnie pewien dopiero, gdy uda Dereka otarły się o jego. Zerkając w dół, zauważył, że odległość między nimi skurczyła się do szerokości palca. Wtem dłoń Dereka przemknęła przez plecy Stilesa na jego drugi bok. I z kolejnym obrotem Stiles został ciasno przyciągnięty do jego ciepłego, twardego ciała.
Twardego jeszcze w inny sposób, Stiles zrozumiał z dreszczem, który przeszedł przez jego kręgosłup.
- Zimno ci? - Derek mruknął.
Stiles potrząsnął głową, ale pozwolił Derekowi przyciągnąć się niemożliwie blisko, dopóki nie poruszali się jak jedno ciało. Byli niemal tego samego wzrostu i Derek z pewnością mógł poczuć erekcję Stilesa napierającą na jego, jak i Stiles mógł poczuć tę Dereka. Między cieniutką jedwabną szatą a cielistymi bryczesami Dereka. Stiles nie miał pojęcia, jak zamierzają się rozdzielić na końcu tańca bez spowodowania ogromnego skandalu. W rzeczy samej ogromnego, pomyślał, przesuwając minimalnie biodrami i wypuszczając z siebie zziajany śmiech, który wyszedł z jęknięcia.
Derek potrząsnął głową lekko, jakby starał się nie zasnąć.
- Powinniśmy... porozmawiać - zaczął z napiętym głosem i Stiles uciął mu z krótkim: "tak", zanim ten mógł skończył myśl. Przeszedł go dreszcz na myśl o prywatnej konwersacji z Derekiem w takim stanie. Może mógłby w końcu spytać, co źle zrobił podczas ich nocy poślubnej. Derek prowadził ich w tańcu do drzwi ogrodowych. Stiles zaryzykował obejrzenie się.
Tak, jak się obawiał, byli w centrum uwagi - ale spojrzenia gości były bardziej wyrozumiałe niż zszokowane.
- Ah, nowożeńcy - usłyszał, jak książę Peter mówi do swojej partnerki, która odrzuciła głowę do tyłu i się zaśmiała. Stiles schował swoją zarumienioną twarz w ramię Dereka i pozwolił im przemknąć wdzięcznie przez otwarte drzwi na rześkie, nocne powietrze ogrodu.
Kiedy osiągnęli bezpieczną odległość od drzwi, odsunęli się od siebie i zwolnili do bezcelowego chodu, ale Derek nadal pozostał blisko jego boku. Stiles niemal fizycznie odczuwał jego wzrok na sobie. Już nie czuł się w szacie głupio. 
Za niemą zgodą zatrzymali się w cieniu gęstego bzu z jeszcze nieotwartymi pączkami, obracając się do siebie przodem, jakby w celu ponownego tańca. Stiles spojrzał na Dereka zza rzęs, wypróbowując moc swoich niedawno komplementowanych oczu.
- Hej - powiedział i od razu miał ochotę uderzyć się w twarz za to, jak głupio to zabrzmiało.
- Hej - powiedział Derek, jakoś bez brzmienia głupio. Jego ciężkie spojrzenie padło na usta Stilesa. Zanim Derek zdążył podążyć za obietnicą swoich oczu, Stiles pochylał się bezradnie do przodu, całując go w usta.
Wargi Dereka był tym razem lekko spierzchnięte, ale dalej przepysznie mokre, kiedy otworzyły się dla języka Stilesa. Między nimi było gorąco, kiedy dzielili się oddechem. Kiedy Derek odsunął się na moment, by podążyć pocałunkami w dół jego szyi, Stiles poczuł, jak lodowate jest powietrze w kontraście z nimi. Pod wrażeniem uczucia Stiles złapał się ramion Dereka. 
W cieniu drzew widać było świetliki, w tle brzmiał plusk fontann, gdzie na wodzie unosiły się płatki kwiatów. Czuł na biodrach ciepłe ręce Dereka. Po raz pierwszy od ślubu Stiles czuł się, jakby odnalazł swojego czarującego księcia, swoje szczęśliwe zakończenie; jakby byli bohaterami baśni.
Wtedy Derek uniósł głowę i otworzył swoje idiotyczne usta:
- Nie powinieneś pojawiać się na spotkaniach rady - powiedział, a Stiles zamrugał.
- Co?  - powiedział nadal ogłupiały po pocałunku. Wtedy wzrok Dereka ponownie skierował się na jego usta, a on sam nachylił się do przodu, ale Stiles wyciągnął rękę do przodu, wciąż próbując zrozumieć, co tamten powiedział. - Dlaczego nie powinienem się na nich pojawiać?
- Peter cię na nich nie chce - powiedział trochę niecierpliwie, jakby nie rozumiał, czemu Stiles się wykłóca. Stiles pchnął go w pierś, dopóki ten się nie odsunął.
- I jakie to ma znaczenie? - spytał. - Dorastałem do bycia w radzie, nie oznacza to tylko tańczenia i bycia ozdóbką. Mam za zadanie udzielać ci rad. Po to byłem edukowany, tak jak ty do przewodzenia armią. To właśnie moje zadanie.
- Peter jest moim najbardziej zaufanym doradcą i rodziną - Derek powiedział, marszcząc brwi. - Jeśli ciebie nie chce, to...
- JA jestem twoją rodziną! - powiedział Stiles. - I czemu tak ufasz jego radom, jeśli... - jego głos wzrastał gwałtownie, aż przypomniał sobie, że są w miejscu publicznym, wtedy od razu go ściszył. - Czemu tak ufasz jego radom, jeśli nie potrafi wyciągnąć was z konfliktu z Argentsami? Cokolwiek robi na pewno nie działa.
- Argents'i nie są winą Petera - powiedział Derek stanowczo. Odsunął się znów o krok, tworząc między nimi zimny dystans. - Nasza relacja z nimi nie ulegnie zmianie.
- Nie, jeśli nie spróbujesz - powiedział niedelikatnie. - Derek, jedynymi rolnikami w królestwie będą starcy i dzieci. Wojna konsumuje wszystko, co masz.
- Nie znasz Argentsów, ja tak - Derek powiedział.
- Nie są potworami, Derek. Kiedy ostatni raz próbowałeś dyplomacji? - Stiles powiedział; ale wtedy twarz Dereka wykrzywiła się dziwnie. Stiles zobaczył w jego oczach coś okropnego i zaciął się.
- Ostatnim razem zginęła moja siostra - powiedział cicho. Jego postura stała się militarna, sztywna. Nic w jego postawie nie wskazywało, że minutę temu wycałowywał ze Sitlesa oddech.
Stles przełknął ślinę i powiedział:
- Przykro mi - ponieważ nie było tu nic więcej do powiedzenia. Derek skinął głową w sztywnym, cichym podziękowaniu i wyciągnął w jego stronę łokieć.
- Bez wątpienia tęsknią za tobą na balu - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Z braku alternatyw Stiles ujął jego ramię i pozwolił odprowadzić się z powrotem do pełnej blichtru sali balowej.


Jednak po rozmowie w ogrodzie, cała radość z balu ulotniła się. Stiles nie potrafił skupić się na słuchaniu dworzan nawet przez 5 minut, ciągle deptał partnerów po stopach. W końcu kiedy pomyślał, że ma szansę się wyrwać, wytłumaczył się bólem głowy i poszedł do sypialni.
Nie pokonał nawet połowy drogi, gdy silne palce zacisnęły się na jego ręce. Został wciągnięty brutalnie do nieużywanego pokoju dziennego. Rzucając się dziko, nabrał powietrza, by krzyknąć, ale wypuścił je, gdy rozpoznał porywacza.
- Książę Peter? - Stiles powiedział, nie wierząc. Wyrwał rękę z jego uścisku.
- Wasza Królewska Mość - powiedział Peter i uśmiechnął się. Stiles zmrużył oczy.
- Teraz chodzisz tu sobie, atakując każdą osobę, która nie zgodziła się z tobą na radzie?
- Atakując? - powiedział Peter. Położył teatralnie dłoń na klatce piersiowej. Książę zdawał się unikać robienia czegokolwiek bez teatralnych gestów. - Nie, nie, chciałem tylko porozmawiać z tobą prywatnie.
- Dziękuję, ale wolałbym uniknąć przebywania z tobą sam na sam - powiedział Stiles. Peter cmoknął i potrząsnął głową pełen żalu.
- Jestem pewien, że nie chciałbyś przeprowadzić tej rozmowy publicznie, mój drogi - powiedział.
Jego zadowolony uśmiech powodował, że Stiles zaczął się lekko denerwować.
- Co? - spytał.
- Słyszałem niesamowicie interesujące pogłoski z pewnego źródła - Peter zamruczał. - Byłem zszokowany, to pewne. Wszyscy sądziliśmy... ale dobrze, kto miałby to wiedzieć?
- Nie wiem, o czym mówisz - powiedział Stiles, próbując zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. O Boże, pomyślał dziko, plotki rozprzestrzeniały się tu jak choroba zakaźna. Ukradkiem wytarł spocone palce o szatę.
- Mówię o kulawej rybce Dereka - Peter powiedział otwarcie z uśmiechem ukazującym wszystkie zęby. - Żeby nie stanął dla kogoś jak ty... - zlustrował Stilesa, co sprawiło, że przeszły go ciarki, - więc tu na pewno leży bardzo poważny problem. I jeśli Derek nie potrafi spłodzić z tobą następcy... - rozwarł szeroko rękę z palcami do góry.
- Z pewnością potrafi - Stiles wyrzucił.
- Pościel mówi inaczej - Peter powiedział. Znacznie się do niego zbliżył, więc z łatwością sięgnął palcem do koronki na sukni.
- To przez um... przypadek... nie ubrudził pościeli - Stiles improwizował, starając się wyglądać, że wie, o czym mówi. W razie, gdyby Peter nie zrozumiał aluzji, oblizał wargi. Boże, oby prawdziwi ludzie naprawdę to robili.
Peter autentycznie wyglądał na zbitego z tropu.
- Oh.
Po raz pierwszy od ich poznania Stiles widział, jak ten nie wie, co powiedzieć. Jego wzrok wydawał się być przyklejony do ust Stilesa.
- Więc - Stiles powiedział słabo, sunąc do drzwi, - um, do widzenia.
- W dalszym ciągu będzie potrzebował następcy - Peter zawołał za nim. - Twoje śliczne usta niestety nie mogą tego zapewnić.
Stiles zamknął drzwi z trzaskiem, w ogóle nie próbował myśleć nad odpowiedzią. Odszedł tak szybko, jak potrafił, z pulsem dudniącym mu głośno w uszach. Śledzenie łóżkowych podtekstów była niezrozumiałą dla Stilesa kwestią.
Nieszczęśliwa konsekwencja rozmowy pojawiła się już w ciągu doby; większość rady nie potrafiła spojrzeć Stilesowi w oczy. Jedna mała, białowłosa księżniczka spadła nawet ze schodów, bo nie mogła oderwać oczu od jego ust, żeby spojrzeć, gdzie idzie.
- To żaden problem, kochaniutki - powiedziała sennie, kiedy zobaczył ją po raz kolejnych już o kulach. - To żaden problem.

* zmodyfikowany cytat z Biblii Tysiąclecia, PnP 4,12; w oryginale zamiast "brata" jest "siostra", a "oblubieniec" to "oblubienica".
~ Przepraszam w razie błędów stylistycznych etc. Nie mam bety, a czytanie tego samego tekstu kilka razy w poszukiwaniu błędów jest trudne. Starałam się (⌐■_■)

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba.
    Pomysł wprowadzenia Teen Wolf do średniowiecza, czasów królów itd. GENIALNIE CI TO WYSZŁO!
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! :D Niestety to nie moja twórczość - ograniczam się tylko do tłumaczenia :< Ale postaram się wziąć szybciej wziąć się za 2. część i wyciągnąć jeszcze kilka perełek do przetłumaczenia <3 Dziękuję za motywację~ :D

      Usuń