sobota, 14 lipca 2012

Larry: 1

Huk, krzyk, cisza... Podszedłem do schodów i spojrzałem w dół. Na panelach leżał Liam. Westchnąłem i powstrzymując złośliwości zbiegłem do niego.
- Wszystko w porządku? - podałem mu rękę, którą z chęcią przyjął.
- Taa - mruknął masując się po tyłku - Nie jestem brudny?
- Nie wiem - buruknąłem i ruszyłem do kuchni.
Pustak. Nawet nie podziękował, tylko pobiegł szybko na górę. To już jego 9 wywrotka w ciągu tego tygodnia. Chyba niezdarność odziedziczył po matce - nie znam kobiety, więc tylko snuję domysły.
Jednak skupiając się na mnie. Moje nowe łóżkuo okazało się być tak strasznie wygodne, że nie miałem ochoty z niego wychodzić... około 70% dotychczasowego pobytu tutaj przespałem. W tych pozostałych 30% znalazły się krótkie przerwy w spaniu, pomoc w ustawianiu nowych mebli, wizyta w szkole i wyjście na miasto. Tak, Payne'owi jakimś cudem udało się wyciągnąć mnie z domu.
W kawiarni poznaliśmy (przez moje loczki) Nialla, Danielle i bliźniaczki: Laurę i Margaret. Spędziliśmy z nimi kilka godzin i było, jak na mój gust, za słodko. Wiecie, raczej do wszystkiego podchodzę sceptycznie, a przeczucie rzadko mnie myli. I stało się - już 4. dnia pobytu zyskałem sobie nowego wroga nr 1. Louisa Tom-coś tam i resztę jego elitki (możliwe, że bonusowo dojdzie jeszcze jego rzesza fanek). Wpadł na mnie bezceremonialnie i moja biedna latte wylądowała na jego koszuleczce w paseczki. Do furii księżniczki brakowało tylko płaczu i tupania nogą. Z kolesiem naprawdę było coś nie tak. W końcu ogarnęła go jakaś towarzysząca mu brunetka, jak się później dowiedziałem - jego dziewczyna, Eleonor. Jak już sobie poszedł, to Liam kupił mi nową kawę. Potem już tylko dziewczyny opowiadały mi o księżniczce i jego wybrykach. Przez następne 3 dni, aż do dzisiaj, użalałem się nad swoim losem.
Żart. Spałem w przerwach wyciągając z szafki zbunkrowane jedzenie. Dopiero dzisiaj zmusiłem się do jakichś głębszych przemyśleń na temat tego buca. Było z niego ziółko, ale podobno w większości akcji wyręczał się jakimś palestyńczykiem, drugim królem szkoły. Elita sama wskazuje poziom zadupienia tej nory. Najwyżej nie będę się rzucał w oczy i jakoś przejdę przez te 2 lata. Czemu tylko 2? - Koleś chodzi do drugiej klasy... chociaż rocznikowo zalicza się do 3.Po miasteczku krąży masa plotek, dlaczego właśnie tak jest - przyjechał tu dopiero kilka lat temu. Swoją drogą nie wiem, po co to rozdrabniać. Pewnie nie chciał kiblować w tej samej szkole, jest ukochanym brzdącem rodziców, a ci zgodzili się na przeprowadzkę. Dlaczego to skojarzyło mi się z moją skromną osobą? Nieważne.
Dokończyłem stojące na kuchennym blacie płatki i zadowolony z siebie umyłem ząbki. W obu łazienkach zostawiłem sobie szczoteczki - lubię mieć swobodę. Przeczesałem jeszcze włosy i teraz zdołowany patrzyłem na busz na mojej główce. Najczęściej kochałem moje loczki, ale właśnie nadszedł czas na nienawiść. Naelektryzowały się. Szybko zmoczyłem dłonie i przyklepałem je. Gdyby Liam zobaczył mnie w takim stanie, nie obyłoby się bez rechotu i kilku komentarzy, które przestałem tolerować pół roku temu.
- Harry! Moje płatki! - z kuchni dobiegł mnie żałosny wrzask.
Czyli Liam był gotowy i mogliśmy już wychodzić.
- Zbieraj się, twoja miłość nie będzie czekać wiecznie, a co dopiero straszny smok! - wypadłem z łazienki na korytarz dramatycznie machając rękoma. - Gotowy? A gdzie twa zbroja i biały rumak?
- Zbroję zaraz przywdzieję, a biały rumak przyjeżdża za 8 minut. Nie martw się mój wierny pachołku, zdążymy uratować księżniczkę!
- A nasza strawa, mężny rycerzu? - spytałem zakładając ciepłą bluzę.
- W mojej sakwie - wyszczerzył się otwierając drzwi. - Wychodzimy, mamo!!
Skrzywiłem się, czemu on zawsze ryczy tak głośno i kiedy drzwi są otwarte? Eh. Wyciągnąłem go na ganek i odetchnąłem, ruszając do furtki. Niebo było czyste, bez żadnej chmurki, słońce oślepiało, ale obiecującą pogodę psuł silny i na nieszczęście mroźny wiatr.
- Moja grzyweczka - z tyłu dobiegały mnie piski Liama.
- Mężny rycerzu, nie przystoi ci obnosić się ze swoją zniewieściałą naturą poza zamkiem.
- Wiesz, co czeka zbyt spoufalających się pachołków?
- Może pokażesz mi wieczorem w twojej komnacie, rycerzu - spojrzałem mu prosto w oczy oblizując wargi.
- Harry! - pisnął przerażony.
- Hahahha, zgryw, nie tknąłbym cię - wyszczerzyłem się.
- Zboczeniec - burknął po nosem - nie doceniasz prawdziwego piękna.
- A chcesz, żebym docenił? - uniosłem brew uśmiechając się do niego krzywo.
- Owszem. Z daleka.
- Zasmucasz mnie - jęknąłem i pomachałem do grupki stojącej na przystanku.
Śmiechy, rozmowy o nauczycielach, szkole i sobie - na tym minęła nam cała droga do szkoły, czyli na całych 2 przystankach śmiesznie blisko siebie, jakby ustawionych na siłę. Jak będzie cieplej, na pewno będziemy sobie do szkoły chodzić na piechotę.
Jak na takie zadupie szkoła była duża i zadbana. Dziewczyny i Niall odprowadzili nas pod sekretariat i grzecznie na nas czekali. Odebraliśmy swoje plany. Niezastąpiona grupka pokazała nam wszystkie sale i bibliotekę, łatwo było zapamiętać, gdzie, co jest. Były tu tylko 2 piętra, z czego na 2. było o wiele mniej klas niż na 1. I tak zapisałem sobie na planie, gdzie jest odpowiednia klasa, mimo, iż Niall twierdził, że i tak się z nim nie zgubię.  Czy już wspominałem, jak uwielbiam tego Irlandczyka? Mamy ten sam plan... każda lekcja z blondynem - aż się łezka w oku kręci ze szczęścia. Nawet szafki mamy blisko siebie.
Dzień mijał spokojnie, nigdzie nie widziałem szkolnej elitki, o której w autobusie także się nasłuchałem. Czy mnie to smuci? - nie. Wywołuje to u mnie nawet jeszcze większy uśmiech. Dziewczynki patrzyły na mnie ciekawie, nauczyciele nie byli tacy źli, jak przypuszczałem, Nialler jest świetnym towarzyszem, jedzenie na stołówce nie wygląda na podejrzane, więc możliwe, że nie będziemy przynosić ze sobą drugiego śniadania... I nikt nie patrzy się na mnie krzywo, czy z niesmakiem. Niewiedza innych czyni cuda. Na razie wszystko jest świetnie, niemal idealnie. Pozwalam sobie obudzić duszę optymisty, ale oczywiście nie na długo.
Ostatnia minuta, większość klasy ze wzrokiem maniaka obserwuję ruch wskazówki zegara, tylko tej jednej. A ja z Niallem podżeramy ciasteczka, które niedawno wyciągnął z kieszeni bluzy. On wszędzie gdzieś trzyma jedzenie i ma bezdenny żołądek... dobrą przemianę materii też. W końcu rozległ się dzwonek, wszyscy wylali się na korytarz, jak najszybciej sunąc do swoich szafek. My postąpiliśmy tak samo.
Przed szkołą już czekały dziewczyny z wielce ucieszonym Liamem. Gadu-gadu, nic ciekawego się nie działo. Jeśli każdy dzień ma tak wyglądać, to taka monotonia mi odpowiada. Rozdzieliliśmy się na przystanku, obok był park i mały sklepik. Ruszyłem z Liamem do domu wymieniając się relacjami. Braciszek wpadł niezwykle szybko - co chwilę z jego ust wypadało imię naszej tancerki Danielle. Biedny.
Właśnie staliśmy przed furtką. Liam nie mógł nigdzie znaleźć kluczy. Już miałem zaproponować, żebyśmy po prostu przeskoczyli przez nią, ale moją uwagę odwróciło parkujące po przeciwnej stronie ulicy Audi. Ale jakie? Nie pytaj geja. Wystarczy, że srebrne z przyciemnionymi szybami. Dyskretnie gapiłem się w samochód, czekając, aż właściciel ukaże w końcu swoje oblicze. Jakże się zdziwiłem, gdy z środka wyskoczył ten buc w asyście Zayna (tak palestyńczyk się nazywał) i swojej dziewczyny. Zanim nas zauważono Liamowi udało się znaleźć kluczyk. Szybko i bezproblemowo dostaliśmy się do ciepłego domu.
Dlaczego księżniczka mieszka naprzeciwko? Świat jednak nie może być idealny, tylko ukarał mnie takim sąsiadem? Zawsze była możliwość, że nie on tu mieszka, ale w końcu to w jego dłoni tkwiły klucze.

1 komentarz: