- Tutaj jesteś?
Uśmiechnąłem się pod nosem wyciągając koszulkę spod strumienia ciepłej wody.
- Tutaj nic nie zdziałasz, upierzesz ją w domu.
Liam podszedł do mnie patrząc znad mojego ramienia na plamę.
- Niall nie żartował.
Pozwoliłem sobie na niego spojrzeć. Miał lekko ściągnięte brwi.
- Chodź, mam koszulę w szafce.
Zakręciłem jeszcze wodę i ruszyłem za braciszkiem. Podczas lunchu mało osób kręciło się po korytarzu, ci nieliczni przyglądali mi się zaciekawieni. Szedłem za Liamem potulnie, w rękach ściskając mokry materiał. A tak lubiłem tą koszulkę. Zerknąłem z żalem na ciemną plamę.
Zemsta za moją biedną latte? Hmpf.
Dziś czwartek, nie lubię czwartków. Są dla mnie pechowe. Bezpośrednio kojarzy mi się z liczbą cztery. Cztery. W jakiejś kulturze uważana za liczbę nieszczęśliwą, przynoszącą śmierć. Nostalgicznie, nie?
Liam wyciągnął ze swojej szafki granatową koszulę w kratkę i rzucił mi ją. Podziękowałem cicho. Zabrał jeszcze ofiarę zamachu i zatrzasnął drzwiczki z furią. Nawet nie zerknął w lusterko.
- Księżniczka? - burknął odwracając się do mnie przodem.
- Uhum - przytaknąłem ubierając się.
Skóra na klatce piersiowej była zaczerwieniona. Buc mnie poparzył. Zniewaga. Oblał mnie kawą, udał przestraszonego, potem na jego buźce wykwitł wredny uśmieszek i odszedł. Normalnie jestem pacyfistą, ale z chęcią przetarłbym jego twarzą po chropowatej ścianie lub papierze ściernym. Mocno.
Ach, muszę odetchnąć i się zdystansować. W końcu, to może nie być ostatni numer księżniczki. Jakie "może"? To na pewno nieostatnia złośliwość, jaką mi zaserwuje.
- Przez wypadek wylał na mnie kawę - przewróciłem oczami prychając. - Czyżby to była zemsta? - nachyliłem się do niego przemawiając konspiracyjnym szeptem rozglądając się na boki.
- Harry - moje zacne imię zabrzmiało tak boleśnie, jakby mu ledwo wyszło z gardła. - To dopiero pierwszy tydzień szkoły i już... - westchnął nie kończąc. - Wiesz o co mi chodzi? - wycelował spojrzenie cielaczka prosto we mnie.
- Bardzo dobrze wiem - odparłem zerkając na podłogę. - Nie martw się, tu nie będzie tak, jak tam.
- Oby, Harry - uśmiechnął się do mnie słabo.
Liam jest nadwrażliwy, cholernie opiekuńczy i empatyczny. Nie chcę, by znowu przeżywał moje problemy, które w sumie odbiły się na nas w bardzo zbliżonym stopniu.
- Chodźmy coś zjeść - wyszczerzyłem się do niego.
Skwitował to lekkim wykrzywieniem warg i poszliśmy. Kolejki już nie było. Grupy księżniczki także. Natomiast nasza była i zajmowała stolik przy dużym oknie.
Będę ignorować tego pajaca. Nie chcę, by jeszcze dziewczyny i Niall obrywali za mnie. Tak, nie popełnię starych błędów. Chyba na tym polega po części człowieczeństwo - rozwijaniu się i wyciąganiu wniosków.
Wzięliśmy jedzenie i usiedliśmy przy stoliku. Dziewczyny jeszcze powrzucały przy mnie na buca - tak na pocieszenie - a potem rozmowy przeszły na inny (przyjemniejszy) tor.
Lekcje minęły spokojnie, trąciło od nich zwyczajną nudą, nie ma, co się rozpisywać.
Ostatni dzwonek, koniec lekcji.
Dzisiaj Niall szedł do mnie. Ponoć świetnie gra na gitarze, więc zmusiłem go do prywatnego koncertu. Dlaczego nie u niego? Bo moje domostwo było puste - rodzice w pracy, Liam miał jakiś wypad integracyjny z jakąś grupą - i mam arcypotrzebną gitarę. Kiedyś chciałem się nauczyć grać, ale nie jestem zbyt ambitny, więc nic z tego nie wyszło. Stroję ją tylko, co jakiś czas, i czyszczę.
Pod domem niechętnie zerknąłem na auto księżniczki. Buc naprawdę mieszkał naprzeciwko. Miałem nawet okno wychodzące na jego. I buc ma dużo sióstr, bo aż 4... w każdym razie, tylu się doliczyłem.
W przedpokoju opatuliło nas przyjemne ciepło. Pomimo że ledwo skończył się wrzesień, w Forest Seclusion jest już chłodno.
I tak spokojnie upływały tygodnie na tym zimnym zadupiu. Monotonię niszczyła nieregularnie lądująca na mnie kawa, czy jakaś inna ciecz. Przez łażenie po szkole bez koszulki nabawiłem się kilku uwag i wielu fanek wśród dziewczyn - Tomlinson pluł sobie za to w brodę. Jednak czekałem na moment, gdy zmieni taktykę maltretowania mnie, gdyż ta nie odnosi żadnych sukcesów, albo całkowicie zniesie swoją działalność. Chwilę spokoju odzyskałem na początku listopada, gdy buc przestał pojawiać się w szkole. Szeptano, a elita milczała jakoś mniej "przebojowa" niż zazwyczaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz