środa, 23 maja 2012

Kopciuszek. 1/3

Biedne stworzenie upadło z rezygnacją na białe kafle kolejnej łazienki. Ta była już ostatnia - dziesiąta. Z ust wypadło ciche westchnienie. Po chwili białe zakolanówki z czarnymi kokardkami po zewnętrznej stronie i  biały fartuszek stroju pokojówki zostały automatycznie poprawione. Istota spojrzała jeszcze krytycznie na białe plamy pokrywające ściany kabiny prysznicowej i rozpoczęła pracę. Pomimo tego, że był dopiero ranek, już padała z nóg, a prawdziwa robota dopiero miała się zacząć. Odetchnęła przecierając ręką pot z czoła i wstała przetrzepując fartuszek.

Damien pracuje u złej macochy, w złym burdelu, na złym zadupiu pięknego, lecz złego, królestwa. 

Wysoki i niezwykle szczupły blondyn wyszedł z łazienki na ciemny korytarz. Kierował się teraz do schowka na detergenty. Na każdym kroku oglądał się wystraszony. Ostatnim razem jakiś napaleniec go tu zgwałcił. Nikt nie wiedział, jak dostał się do burdelu przed jego otwarciem. Szybko zostawił środki czyszczące i pognał w czarnych pantofelkach do głównego pomieszczenia budynku. W źle oświetlonym pokoju zauważył już kilku chłopców. Tak jak oni ubrani byli w fartuszki. W ciszy usiadł przy Jimmy'im w pierwszym rzędzie, najbliżej drzwi prowadzących z holu. Ich ciała miały najniższą cenę, za nimi siedziały droższe "usługi". Zważając na swoje pochodzenie powinien siedzieć na samym końcu.

Damien posiada błękitną krew. 

Jego ojciec zginął, gdy miał 14 lat. Mimo tego, że często nie było go w domu, kochał go bardzo. Do 5. roku życia wychowywały go mamki. Jego mama umarła przy porodzie. Właśnie w 5. urodziny po jednej z podróży ojca, do ich domu zawitał Wojtasowiczow - przystojny i niezwykle arogancki blondyn. Wraz z nim jego dwie córki Barthomelow i Rafael, które zajmowały miejsca na samym końcu sali, na podwyższeniach.

Damien wie, co to szyk i prezencja. 

Wybiła godzina otwarcia burdelu. Chłopcy czekali w ciszy na pierwszych klientów. Wszyscy nienawidzili tej roboty, ale o lepszą w ich królestwie było trudno. Jak Damien odnotował ze zdziwieniem, Barthomelowa i Rafaela nie było na sali. Nawet jeśli nie pracowali, to zasiadali w swoich fotelach, obgadując chłopców lub nowych klientów. Dało się słyszeć dźwięk otwieranych drzwi i przymilny szczebiot Wojtasowiczowa. Każda klatka piersiowa wypięła się do przodu, a plecy wyprostowały - teraz liczyła się prezencja. Blondyn wprowadził do środka niskiego i grubego mężczyznę. Chłopcy skrzywili się mentalnie i powstrzymali chęć ucieczki. Mimo swojej woli uśmiechnęli się do niego kusząco, prowokując. Wszystko działo się tak jak zazwyczaj. Mężczyzna dokonał wyboru i ruszył ze swoją zabawką na godzinę do jednego z wielu pokoi rezydencji. Teraz Wojtasowiczow powinien powrócić do holu i czekać na nowych klientów, ale zamiast tego wskazał palcem na Damiena i sucho przywołał go do siebie.
- Dziś książęce bliźniaki urządzają przyjęcie w pałacu. Pewnie taki ignorant jak ty nic o tym nie wiedział. Ja i moje córki zostaliśmy zaproszeni, dlatego zastąpisz Barthomelowa i Rafaela. Usiądź z tyłu i czekaj. O 16,18,19 i 21 masz już wyznaczone spotkania z wymagającymi klientami. Jeśli coś spieprzysz, oberwiesz potrójnie.

Damien powinien być zaproszony. 

Blondyn odszedł uśmiechając się  kpiąco. Tylko dzięki pochodzeniu ojca chłopaka Wojtasowiczow dostał zaproszenie na bal. Był on za życia szanowanym szlachcicem i przyjacielem królowej Rafaela, na której cześć, Wojtasowiczow nadał imię swojej młodszej córce. W dzieciach Wojtasowiczowa także nie płynęła błękitna krew, ale o tym już nikt, oprócz niej, nie wiedział. Nawet jego urocze córki trwały w błędnym przekonaniu o wartości swoich genów.

Damien pracuje ciężko. 

Chłopak pomimo siedzenia na końcu sali, nie stracił na klientach. Można powiedzieć, że było ich jeszcze więcej niż zwykle. Blondyn już po pierwszej umówionej wizycie odnotował, że kolejne wizyty raczej będą się różnić odchyłami od normy. Specjalne wizyty wykraczały poza formę zwykłej usługi. Gdy siedziałeś na samym początku, miałeś więcej praw, klient miał pewne ograniczenia - gdy je łamał, mogłeś poturbować go z lekka i wyjść, albo po prostu krzyczeć o pomoc i wezwać ochronę. Jednak te były inne - zbereźniejsze, przerażały go lekko i brzydziły.  Mężczyzna, który odwiedził go o 18 wyróżniał się wśród klientów zachowaniem i wyglądem - w pozytywnym znaczeniu. Jego wizyta można było zaliczyć do przyjemnych. Mężczyzna szeptał mu do ucha komplementy, których ciągle nie brakło. Damien mógł odetchnąć i z uśmiechem przyjmować miłe słowa. Wiedział, że jest dobrze umięśniony, a jego ciała zazdroszczą mu wszyscy w burdelu. Jego twarz też przyciągała klientów. Jednak chłopak miał dwa kompleksy - niezwykle duże stopy i jego zdaniem za duże, niebieskie oczy. Nie wiedział, że mężczyzn też to pociąga. Pomimo takiej pracy w jego oczach dalej kryła się, ta zatracona u niektórych, niewinność, którą podkreślał strój i opaska z kocimi uszkami wpięta w krótkie włosy niesfornie wywijające się do góry. Pod koniec spotkania po raz pierwszy wykonał komuś footjob. Sama nieporadność i zawstydzenie, z jakim to robił, doprowadziła mężczyznę do wytrysku. Jednak ten klient dał mu odetchnąć przed tym, co miało go za chwilę spotkać. Tym razem przyszedł do niego obleśny starzec w dobrze skrojonym garniturze. Szybko został zaciągnięty do nieznanej mu jeszcze sali w rzadko odwiedzanej części dobytku Wojtasowiczowa. Od razu obciągnął starcowi z trudnością nie brudząc stroju. Następnie kazano mu ściągnąć sukienkę - samą sukienkę. Damien ściągnął ją z siebie z lekkim trudem, po czym został popchnięty na kolana i przyciśnięty twarzą do zimnego betonu. Mężczyzna wyżywał się na jego pośladkach jakimś kawałkiem drewna. Gdy tylko przestał, Damien zerwał się ignorując bolesne pieczenie. Gdy ujrzał w tłustych palcach gruby sznur, przeraził się jeszcze bardziej. Miał ochotę uciec i nie zgasił w sobie tej chęci. Gwałtownie uderzył mężczyznę w skroń i uciekł z sukienką w rękach.

Damien ucieka do parku. 

Był roztrzęsiony. Po drodze do drzwi wyjściowych naciągnął na siebie sukienkę. Musiał szybko się stąd wydostać. Przesadził, ale czy miał jakieś inne wyjście? Macocha go teraz zabije. Chociaż nie, przetrzyma go do 18. roku życia, gdy ma odebrać swoją część spadku po ojcu. Do tego czasu sprawi mu piekło. Patrząc na to optymistycznie miał jeszcze niecały rok pełen kar i jej krzyków. Wymijając zgrabnie starających się go zatrzymać kolegów, wybiegł na dwór. Zaczynało się robić ciemno, okoliczne uliczki były już puste. Damien pobiegł w stronę parku.

Damien często płacze nad stawem. 

Tak jak zawsze, gdy już nie dawał rady i miał wszystkiego dość, udał się nad staw. Gdy był mały, tato uczył go tu puszczać kaczki. Po drodze potrącił nawalonego żula ułatwiając mu znalezienie odpowiedniego kawałka trawnika. Nie zatrzymał się, nawet nie usłyszał obelg rzuconych w jego stronę. Zatrzymał się dopiero nad stawem, przy wielkiej wierzbie płaczącej. Tato także o niej opowiadał. Podobno właśnie pod nią został poczęty. Miał ochotę płakać. Wpatrywał się w spokojną taflę wody. Chciałby żyć w innym królestwie, nie pracować u Wojtasowiczowa, być teraz z tatą, znaleźć swoją jedyną, prawdziwą miłość, która zapewni mu poczucie bezpieczeństwa i szczęście.

Damien nigdy nie widział kwiato-psiej syreny - Wróżki Zębuszki.

Chłopak nie wiedział, że woda słucha. Nim się spostrzegł z wody wystrzeliło coś dużego. Już naszła go myśl, że to jakiś potwór, za którego dostanie kupę forsy i będzie mógł żyć za jego truchło w dostatku, ale był w błędzie. Życie obdarzyło go jeszcze większym fuksem. Gdy struga wody opadła mocząc go do suchej nitki, spostrzegł jakąś maszkarę zbliżającą się do niego powoli. Pysk był okrągły i ciemny, z boków wyrastały małe, oklapłe uszka. Pysk pokrywały 4 duże płatki o kanarkowej barwie, w ich środku znajdował się duży, różowy nos przypominający guzik. Na górnych, dwóch płatkach były duże, oczy maszkary. Na dolnych rysowały się ciemne wąsy, a między nimi wisiał wesoło wywalony język. Istota nie miała szyi, od razu od głowy ciągnął się długi i gruby, syreni ogon. Damien odsunął się od brzegu przerażony. Potwór zaczął żywo merdać tułowiem wydając z siebie ni to szczekanie, ni to bulgot. Po chwili zaczął po cichu posapywać, wyciągając się na różne strony. Nastąpiło ciche tykanie, a po chwili dźwięk pękającego balona. Istota rozdarła się na dwie, równe części wyłaniając z niej małą, uśmiechniętą dziewczynkę w różowej sukience. Miała ciemne, krótkie włosy i grzywkę zakrywającą całe czoło. W jednej ręce trzymała małą, błyszczącą się różdżkę.
- Hej, żulu! - istota przywitała się, śmiejąc z własnej wypowiedzi.
- ... Ktoś ty? - Damien badał z niepokojem wyszczerz dziecka.
- Monique. Wróżba Zębuszka, nie widać? - obróciła się wokół własnej osi, prezentując chłopakowi małe skrzydełka. - Przysłała mnie tu moja dobra wola i nuda w telewizji. Mam sprawić, że będziesz szczęśliwy do końca życia. Nie gwarantuję 100% sukcesu, ale to już będzie twoja wina.
- Skąd się tu wzięłaś?
- Wyskoczyłam z wody.
- Ale to był potwór, nie jakieś dziecko - zmarszczył brwi, napinając szczęki.
- Jeszcze musisz się wiele nauczyć, trollu. Teraz zabieram cię na bal do tych potwornych bliźniaków. Masz na siebie uważać - szybko zbliżyła się do niego i pomachała mu palcem przed nosem. - Raz, dwa, trzy! - z uśmiechem zamachała różdżką, wywołując wokół chłopaka wir brokatu. Powoli strój pokojówki zamienił się w sukienkę godną słodkiej lolity na wydaniu. Damien speszył się patrząc wystraszony na Monique szczerzącą się do niego, jak pedofil. Ale w końcu była jeszcze dzieckiem i nie powinien się jej obawiać, prawda?
- Słodziutko, a teraz na bal - zaklaskała w dłonie i machnęła różdżką, z której znów posypał się brokat, tym razem przybierający postać karocy. - Ostatnio mieliśmy dobre fundusze, więc nie masz ograniczeń czasowych - uśmiechnęła się do niego. - Wsiadaj i wyrywaj, wszystkie wróżki trzymają kciuki.
Utrzymywała się w powietrzu nad jeziorem, dopóki Damien nie wsiadł do karocy i nie odjechał w stronę pałacu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz