niedziela, 23 czerwca 2013

Basń o złotym syrenie

Ostrzeżenie: >>fluff<<, soft, oooooo~! kawaii!!, nadnaturalne, trochę manpain, boże, napisałam coś takiego? 

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i za siedmioma lasami żył sobie ubogi rybak. Każdego świtu opuszczał swój dom, by łowić, a późnym wieczorem powrócić do złośliwej żony i gromadki wrodzonych w nią dzieci. Tego dnia, jak co dzień, od samego rana łowił ryby. Po kilku godzinach męczącej pracy odetchnął ciężko i przetarł  pot z czoła, patrząc w bezchmurne niebo. Najchętniej zrobiłby sobie przerwę i schronił przed słońcem, albo po prostu rzucił to w cholerę. Jednak, jak przystało na głowę rodziny, musiał czymś ją wykarmić (a w szczególności żonę). Tak więc schylił się ciężko po zarzuconą przez niego sieć i zaczął ją wyciągać.
- To już ostatnia - powiedział do siebie pocieszająco.
Angus był wyżyłowanym mężczyzną o wypłowiałych od słońca włosach i zadbanej brodzie, był także mocno opalony, w niektórych miejscach skóra była popękana. Przystojną twarz o silnie zarysowanych rysach zniszczyło zmęczenie i zaniedbanie, jednak z biegiem czasu jego szare oczy pozostały pogodne, a spod zarostu nadal widać było cień uśmiechu. Spędzając całe dnie na rybołówstwie, przeklinał się za błędy młodości (szczególnie za matkę swoich dzieci i także zaniedbanie nauki). Często rozmyślał "co by było, gdyby...". Zawsze dochodził do gorzkiego wniosku, że bezsprzecznie byłoby mu lepiej. Potrzebował tylko możliwości naprawy swych dotychczasowych błędów. Czasami nawet śmiał się, że jedyne, co mu jest do tego potrzebne, to złota rybka, która odmieni jego los. Dawno już obmyślił swoje trzy życzenia. Jednak wymarzona złota rybka nie pojawiała się, a rybak myślał o niej jedynie w chwilach rozpaczy. Nie wierzył w bajki dla dzieci, były one jedynie punktem rozmyśleń.
I tak właśnie tego słonecznego dnia stał się niejaki cud, który zachwiał światem Angusa.
Mężczyzna złapał za sieć i zaczął powoli wyciągać ją z wody. Zmarszczył brwi zdziwiony, skupiając wzrok na swoich dłoniach. To on już nie miał siły, czy może złapał naprawdę wielką rybę? Na myśl o wielkiej zdobyczy jego oczy zabłysnęły szczęściem i napiął mocniej wszystkie mięśnie. W końcu uśmiechnęło się do niego szczęście! Jego ciało wypełniła adrenalina. Naprawdę dawno się tak nie czuł! Już widział pod taflą wody ryby przez niego złapane. Przymknął powieki. Ostatnie silne pociągnięcie i wszystko będzie dobrze. Gdy to zrobił usłyszał głośny jęk bólu, a jego łódką mocno zarzuciło. Z trudem zachował równowagę. Rozwarł zaciśnięte oczy i zszokowany spojrzał na dno łodzi. Rozwarł usta.
- Boże - wyrwało mu się.
Chciał się odsunąć, ale nie miał gdzie. Zdezorientowany wpatrywał się w istotę zaplątaną w jego sieć. Przecież to przyniesie mu więcej problemów, niż szczęścia! Nie tak miało być - myślał gorączkowo. Na pierwszy rzut oka pomyślał, że wyłowił jakiegoś martwego chłopaka, ale przeczyła temu szybko unosząca się klatka piersiowa i jasne oczy, które wpatrywały w niego uważnie. Potem, gdy nie mógł zauważyć żadnych nóg, pomyślał, że ten jest kaleką i chciał się z rozpaczy utopić... ale przecież w miasteczku nie było żadnej niepełnosprawnej osoby. I wtedy zauważył masywny, złoty ogon, który łączył się z tułowiem chłopaka. Syrena. Najprawdziwsza syrena.
Nie mogąc powstrzymać ciekawości zbliżył się do chłopaka i uklęknął przy nim. Obserwując go, powoli wysunął dłoń w stronę ogona. Wszystkiemu towarzyszyła cisza. Mężczyzna dotknął łusek, wstrzymując oddech. Jedyne, czym różniły się od normalnych, rybich, było ich ciepło. Oderwał wzrok od kończyny, przenosząc go wyżej. Na wysokości kości biodrowych łuski traciły kolor i przechodziły w na oko ludzką skórę, dalej chłopak był normalny. Może oprócz skrzeli za uszami. Angus zamrugał. Zawsze myślał, że nie ma męskich syren, a jeśli już to będą szpetnymi bestiami - jakże się mylił. Chłopak leżący przed nim był młodziutki i niezwykle przystojny. Musiał go uwolnić z siatki, jednakże bał się, że ten coś mu zrobi lub ucieknie. Nie chciał, żeby ten uciekł, a jeszcze bardziej, żeby go zaatakował.
- Poczekaj, uwolnię cię - mruknął, siląc się na spokój.
Syren skinął nieśmiało głową, przygryzając wargę. Pewnie się bał. Rybak sięgnął do swojej torby i wyciągnął z niej nóż, którym zaczął rozcinać sieć. Wiedział, że żona będzie na niego za to wściekła. Kiedy był już w połowie, chłopak spojrzał mu prosto w oczy i spytał:
- Co mogę dla ciebie zrobić?
Angus rozchylił wargi zdziwiony, spoglądając na niego.
- Nie musisz! - zaprzeczył szybko. - Poraniłeś się przeze mnie.
- Tylko zadrapania - odparł. - Zawsze mogłeś mnie zabić...
Rybak skrzywił się. Dlaczego ten mu o tym mówi? Powrócił do uwalniania go.
- Chcesz zginąć?
- Nie! - zaprzeczył chłopak gwałtowanie.
- To dlaczego podsuwasz mi ten pomysł?
- No wiesz... większość by tak zrobiła.
- Zrobiłaby - przytaknął.
- Dlatego chcę się odwdzięczyć - uśmiechnął się lekko.
- Jak się nazywasz?
- Ian... A pan?
- Angus. Więc Ian, naprawdę nie musisz.
- Ale w tej sytuacji to mój obowiązek!
Rybak zdziwił się, po czym szybko uśmiechnął.
- I co niby mógłbyś zrobić, Ianie?
- Spełnię twoje trzy życzenia?
Mężczyzna prychnął rozbawiony.
- W takim razie - na chwilę przerwał, przecinając ostatni węzeł, - wskocz do wody, zapomnij o tym i nie daj się już nigdy złapać.
- Żartujesz sobie ze mnie? - chłopak uniósł się na rękach, przybliżając do rybaka.
- Nie. Chcę dla ciebie jak najlepiej.
- To daj mi spełnić przynajmniej trzy życzenia dla ciebie!
- Oh, daj spokój i uciekaj!
- Nie, bo nie da mi to spokoju. Uratowałeś mnie, więc muszę się zrewanżować.
Angus usiadł zrezygnowany na dnie łodzi, naprzeciwko syrena. Palcami zaczął bawić się bródką. Dlaczego ten dzieciak się tak uwziął? Naprawdę mógł być taki prostolinijny? Odetchnął głęboko.
- Chcę znowu być dzieckiem - rzucił.
Syren zamrugał zaskoczony.
- Dzieckiem? - parsknął.
- Żeby zacząć życie od początku - wytłumaczył krótko.
- Ale nie mogę tego zrobić...
- Jesteś magiczną istotą i nie możesz czarować?
- Nie jestem czarownikiem, tylko syrenem - skrzyżował ręce na piersi.
- To wymyśl coś.
- Jeśli chcesz zacząć od początku, to... mogę ci pomóc stąd odejść.
Angus roześmiał się na to głośno.
- I z czego się śmiejesz?! - obruszył się.
- Mam tu rodzinę i dzieci - odparł, - nie przeżyją beze mnie.
- To żyjecie tylko z połowu ryb? - spojrzał na niego zdziwiony.
- Staramy się - skrzywił się lekko.
- To będę dla ciebie wyławiać największe sztuki! - uradował się.
Angus uśmiechnął się lekko. Pewnie wyłowi mu takie z kilka razy, a później zniknie i znowu będzie musiał sobie radzić sam. Co i tak nie zmieniało faktu, że taka pomoc stanowczo mu się przyda.
- To już jedno życzenie mamy za sobą i sądzę, że na tym starczy - stwierdził Angus. - Twoja pomoc na pewno ułatwi mi życie.
- Nie, spełnię minimum trzy życzenia.
- Nie odpuścisz?
- Chcę ci pomóc zacząć od początku - uśmiechnął się szeroko.
- Od początku nie da rady.
- Ale i tak mogę coś zmienić na lepsze.
Angus westchnął. Całe zdarzenie lekko go przytłoczyło. I jeszcze teraz zapanowała taka niezręczna cisza.
- Poczekaj chwilę, to jeszcze dziś przyniesiesz do domu wielką rybę.
Skinął głową, śledząc każdy ruch chłopaka. Poruszał się całkiem zwinnie z tym wielkim ogonem zamiast nóg. Ciekawe, ile ważył? I ten chłopak żył tylko w wodzie? Jeśli tak, to gdzie dokładnie? A może zamieniał się w człowieka? Miał rodzinę? Ma powiedzieć o nim komukolwiek? Nie! Stanowczo nie może. Albo go wezmą za dziwaka i jego żona będzie miała kolejny powód do wyśmiewania się z niego, albo jego sąsiedzi nie spoczną, póki nie zabiją Iana. Chociaż pierwsze wyjście podświadomie mu się spodobało - mógłby bez przeszkód odejść. Przetarł czoło dłonią i schylił się po ryby leżące na dnie łódki. Zwinął jeszcze zniszczoną sieć i czekał. A jeśli chłopak tak naprawdę uciekł i teraz się z niego śmieje? Cierpliwie czekał. Przecież znalezienie dużej ryby na pewno musi zająć dużo czasu nawet synowi wody.
Ian pojawił się po krótkim czasie z dwoma, średniej wielkości rybami.
- Jak wrócisz od razu z kolosem, to później też będą narzekać - mrugnął do niego. - Widzimy się jutro!
Pomachał ogonem nad wodą i zniknął pod taflą. Rybak był zachwycony. Właśnie trzymał w rękach największe ryby, jakie w życiu widział... i ponoć były średniej wielkości. Zadowolony wrócił do domu, w którym przyjęto go cieplej niż zwykle. Dawno nie miał tak udanego dnia.
Z syrenem spotykał się codziennie. Zawsze gdy wpychał łódź do wody i wskakiwał do niej, natychmiast spod tafli wyłaniała się uśmiechnięta twarz Iana. Chłopak wyciągał wtedy spod wody worek pełen ryb i podawał go Angusowi. Resztę dnia spędzali rozmawiając i żartując. Nie wspominali o pozostałych dwóch życzeniach. Nie było po co. W domu żona była dla niego życzliwsza, a dzieci przymilały się do niego.
- Łowisz coraz większe ryby i coraz później wracasz - zaśmiała się raz jego żona, podając kolację.
Angus naprawdę się wtedy zdziwił.
- Naprawdę?
Kobieta skinęła tylko głową. Stopniowo jej mąż wracał coraz później do domu, co wcale jej nie przeszkadzało. Póki wyniki jego siedzenia nad wodą były takie dobre - mógł tam nawet siedzieć całe dnie. Jednak rybaka nie obeszło to tak jak jego żony. Nie zauważył tego, że coraz więcej czasu spędza z młodziutkim syrenem i coraz ciężej jest mu wrócić do rodziny. Iana znał lepiej niż jego dzieci razem wzięte, zaczął się nawet zastanawiać, czy nawet nie lepiej od żony. Postanowił to zignorować i cieszyć się teraźniejszością.
Ian go interesował i co go niezmiernie cieszyło - on chłopaka też. Syren wypytywał go o wiele rzeczy, zawsze wsłuchiwał się we wszystko, co mówił i co najlepsze znał się na rybach. Angusowi od dawna potrzebny był taki towarzysz. Nawet wypowiadanie się o problemach rodzinnych nie sprawiało mu trudności przy chłopaku. Przy nim czuł się dobrze, tak lekko, jak kiedyś, gdy mógł mieć każdą dziewczynę, był przystojny i lekkomyślny.
- Wiesz, że w tej łódce z tobą, czuję się o wiele lepiej niż w domu? - rzucił raz do Iana, dryfującego na plecach przy jego łódce.
Szatyn natychmiast zerwał się do pionu i wyskoczył z wody, całując go w usta. Już po chwili go nie było. Pozostawił po sobie jedynie okręgi na wodzie i pustkę w głowie Angusa. Mężczyzna przyłożył sobie dłoń do ust i nie mógł oderwać wzroku od miejsca, w którym przed chwilą był jeszcze syren. Dlaczego ten go pocałował? Dlaczego to takie przyjemne? Czy on wróci? Bo wróci, prawda?
Angus jeszcze długo dryfował, wpatrując się w niebo. Do domu wrócił długo po zmierzchu i opuścił go przynajmniej godzinę przed wschodem słońca. Musiał wyjść. Skierował się od razu do swojej łódki. Kilka metrów przed nią, zauważył, że w wodzie, obok niej ktoś siedzi. Jego serce zabiło mocniej. Gdy zbliżył się do postaci i był stuprocentowo pewny, że to Ian, ten odwrócił głowę w jego stronę.
- Hej, Angus - jego głos ociekał niepewnością.
Zamiast odpowiedzieć, mężczyzna złapał go za tył głowy i pocałował delikatnie w usta. Ian natychmiastowo rozpogodził się i zarzucił mu ramiona na szyję, przyciągając go do siebie ciasno.
- Jak się ciesze, że nie jesteś zły - szepnął.
- Kto powiedział, że nie jestem? Całą noc nie zmrużyłem oka.
Chłopak roześmiał się i schował głowę w zagłębienie jego szyi.
- Przepraszam.
- Chyba należy mi się coś więcej, niż samo przepraszam - rzucił z rozbawieniem, a chłopak odsunął się od niego, wpatrując w jego oczy zauroczony.
Każdy dzień Angusa spędzony z Ianem był jak dar od Boga. Rybak dawno nie czuł się tak szczęśliwy, był chciany, dotykany, całowany i przede wszystkim doceniany. W swoich myślach unikał stwierdzenia, że chłopak jest w nim zakochany, czy odwrotnie - on w nim. Z nieznanych mu powodów było to dla niego ciężkie do przełknięcia. Może bał się teoretycznie możliwego odrzucenia, bo praktycznie chłopak wpadł jak śliwka w kompot i nie było mowy o tym, by zrezygnował ze swojego rybaka. Miłość była dla Angusa nieznana, obawiał się jej, a także pragnął, a zarazem wolał o niej nie myśleć - nie był już przecież dzieciakiem. Miał rodzinę, pracę, dom... kochanka. Kochanka, którego pokochał i bał się do tego przed sobą przyznać. Bo zdradzał swoją żonę, jak ojciec jego matkę.
Powoli sunął palcem po gładkim boku Iana, całując go lekko po szyi. Boże, mógłby tak trwać z tym chłopakiem na łódce całe życie. Bez żadnych obowiązków, tylko oni razem.
- Wyglądasz młodziej, niż kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, wiesz? - szepnął mu do ucha syren, ocierając się policzkiem o jego ramię.
- Mam tylko 25 lat, powinienem wyglądać młodo.
- 25? - Ian przejechał dłonią po zaroście rybaka. - To przez te włosy, wiesz?
- Wiem... ale lubię je - cmoknął go w nos. - Będę musiał wracać - skrzywił się.
- Ale zobaczymy się za kilka godzin - Ian uśmiechnął się do niego pogodnie.
Angus nie wiedział, jak ten potrafił znieść z uśmiechem to, że posiadał dużą rodzinę, do której wracał  każdego wieczora, że każdą noc spędzał noc z żoną - oczywiście odbywało się to bez żadnego kontaktu cielesnego, ale mimo to na jego miejscu Angus czułby zazdrość. Na samą myśl, że Ian miałby kogoś takiego... ale przecież nie miał. Miał tylko jego, bo musiał uciec z miejsca, w którym mieszkał, zostawiając tam wszystko, co posiadał. Śmiał się, że jego nieszczęście przyniosło mu wiele korzyści - został wyłowiony przez Angusa. Rybak lubił być nazywany "korzyścią", chociaż coś podpowiadało mu, że nie powinien - brzmiało to zbyt cynicznie - ale Ian był zbyt szczery i uroczy, by mieć coś tak zgniłego na myśli.
Tego wieczora wracał do domu wcześniej niż zwykle. Gdy wszedł do domu, jego dzieci kłóciły się głośno, a żona jeszcze nie zdążyła przygotować posiłku dla niego. Zostawił w pustej kuchni ryby i ruszył do sypialni, szerokim łukiem omijając dzieciaki. Szczerze za nimi nie przepadał. Otworzył drzwi sypialni i skamieniał. Jego łóżko skrzypiało pod ciężarem dwóch ciał, w których rozpoznał swoją żonę i owdowiałego aptekarza. W tamtym momencie nie czuł nic - wszystkie uczucia znały się w jedno. Chciał jedynie, by oni w końcu przestali się ruszać i pozwolili mu się skupić. Cholera. Nie był wściekły, bo nie kochał żony i nie chciał jej. Szczęśliwy - był w za dużym szoku, by to uczucie jeszcze w nim zakwitło. Poniżony? Tak. Mimo wszystko żona - kobieta, która powinna być mu wierna - zdradzała go (notorycznie?) w łóżku, w którym spał. Jednak uczucie szybko zniknęło- jakim musiałby być hipokrytą! Przynajmniej zniknęły męczące go wyrzuty sumienia i otworzyły mu się oczy. W końcu mógł zostawić żonę, odejść, być z Ianem.
Przybierając na twarz grymas pełen złości wkroczył do pomieszczenia i zaczął pakować swoje rzeczy, których zresztą nie było dużo. Wtedy kochankowie spleceni ciasno na jego łóżku, zauważyli go.
- Angus! - wrzasnęła jego żona przerażona.
Mężczyzna zignorował ją, nie przerywając swojej czynności. Chciał po prostu odejść.
- Co ty robisz?!
- Odchodzę, nie widzisz? - warknął.
- Trzeba było pilnować swojej własności - bez żadnego powodu rzucił aptekarz, akcentując każde słowo, jakby cytował swoje życiowe motto, smakując mądrość spływającą ze zlepku słów.
Co jego żona widziała w takim manierycznym bufonie?
- A bierz ją sobie - wzdrygnął się.
Kobieta zatrzęsła się ze złości, jednak nie wiedziała, co powiedzieć.
- Wmanewruj teraz innego idiotę w ślub - rzucił do niej. - Zabieram łódź i sieci.
Chciała zaprotestować, ale ten uciekł szybko z pokoju i niemal wybiegł z domu, ruszając do swojej łódki. Odbił się szybko od brzegu i dryfował po wodzie, leżąc na dnie łodzi. Musiał się uspokoić. Co on teraz zrobi? Dlaczego tak bardzo przeżywa tę zdradę? Gdzie on teraz zamieszka? Leżał, wpatrując się w gwiazdy. Cholera, ciekawe, ile to trwało?
- Angus? - usłyszał ciche pytanie.
Podniósł się do siadu i rozejrzał.
- Ian?
- Co tu robisz? - chłopak patrzył na niego zaniepokojony z wody.
- Ja... - roześmiał się nagle, to było jakieś chore, naprawdę. - Przepraszam cię... ale wróciłem i okazało się, że żona mnie zdradza. I to i tak boli - wyszeptał.
Ian rozwarł usta. Też nie wiedział, jak zareagować. Smutek spowodowany bólem Angusa mieszał się ze szczęściem - w końcu ten był tylko jego, prawda?
- Będzie dobrze - zapewnił, uśmiechając się pokrzepiająco.
- Wiem - Angus odwzajemnił uśmiech i westchnął. - Ja... - zaczął niepewnie, - mógłbyś spełnić moje życzenie?
Oczy Iana zabłysły.
- Oczywiście! Co tylko chcesz - zapewnił.
- Znalazłbyś mi dom? Oczywiście blisko wody. O pieniądze nie musisz się martwić, dzięki tobie dużo zaoszczędziłem i...
- Szzzz - Ian przyłożył mu palec do ust, uśmiechając się lekko. - Jeszcze wieczorem wprowadzisz się do nowego domu, a teraz pozwól mi wejść do łodzi - mrugnął do niego.
W tym momencie na usta Angusa cisnęły się dwa słowa: "kocham cię", ale powstrzymał się przed ich wypowiedzeniem, przygryzając dolną wargę i uśmiechając się do niego ciepło. Nie mógłby powiedzieć teraz, że go kocha... to by było nieodpowiednie. Spędzili noc w łodzi, tuląc się do siebie i ciesząc swoją bliskością., aż nadszedł poranek i Ian zniknął pod wodą, obiecując mu wcześniej, że wróci wieczorem. Angus czekał, zabijając czas na marnych próbach połowów. Gdyby nie Ian, nigdy nie uzbierałby pieniędzy i na pewno nie odszedłby od żony - nie miałby wystarczająco pewności siebie, by wykonać taki krok.
W końcu, gdy zaczynało się robić ciemniej, Ian wrócił z pełnym satysfakcji uśmiechem.
- Znalazłem coś niemal idealnego! - wykrzyknął od razu, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Prowadź? - spojrzał na niego nieśmiało.
- Kiedy zrobi się ciemniej, bo będziemy musieli przepłynąć przez używany odcinek rzeki, wiesz? - okręcił się wokół własnej osi w wodzie.
- Boże ... nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - Angus przejechał dłonią po czole. - Nie złowiłem nawet jednej ryby bez ciebie i tak mi pomagasz... Jesteś niezawodny.
- Weź przestań - syren, wczołgał się do łodzi rybaka i ułożył przy nim zadowolony. - Chociaż mógłbyś mnie nagrodzić za moją niezawodność, wiesz?
- Chyba wiem, co masz na myśli - prychnął pod nosem i złączył ich usta w delikatnym pocałunku.
I wtedy, kiedy ciemność zapadła na dobre, Ian wsunął się do wody i zaczął ciągnąć łódź tylko w sobie znanym kierunku. Nie wiadomo, kiedy Angus zasnął wymęczony multum emocji. Otworzył powieki wraz z pierwszymi promieniami słońca i pierwsze, co zobaczył, to zadowolona mina Iana. Zaspany i obolały, objął chłopaka ramieniem i przycisnął do siebie.
- Jesteśmy na miejscu - jego ucho połaskotał ciepły oddech chłopaka.
Rybak ucałował go w szczękę i wyprostował się. Wokół było pięknie, a co najważniejsze jego przyszły dom - jedyny tutaj - stał blisko brzegu jezior, na uboczu małego miasteczka. Jego oczy zwilgotniały, a na usta wypłynął szeroki uśmiech.
- Twój dom, Angus - Ian otarł się o niego, przerzucając ogon przez burtę łodzi.
Angus zapatrzył się na niego.
- Nasz - rzucił i zobaczył, jak syren zakrztusił się w szoku. - Boże! Spokojnie! - zaczął go klepać po plecach, jedną ręką ściskając uspokajająco jego ramię.
- Angus, ty naprawdę chcesz, żeby to był NASZ dom? - chłopak spojrzał na niego z nadzieją w oczach.
- Tak.. takie jest moje życzenie - przełknął zawstydzony ślinę. - Chciałbym z tobą być, nie tylko na wodzie, ale też na lądzie.
Chłopak natychmiastowo spurpurowiał, nie mogąc oderwać od mężczyzny wzroku. To wyznanie sprawiało, że nie wiedział, jak oddychać, to było takie...
- Jeny, Angus, ja będę wieczorem! Przyjdę i Jezu, muszę lecieć - cmoknął go szybko i uciekł.
Rybak znowu poczuł się, jak ten nocy, gdy syren pocałował go po raz pierwszy - taki niepewny. Przeczesał włosy i wyszedł z łodzi. Był dopiero poranek, do wieczora miał masę czasu... Masę czasu wypełnionego bezlitosnym uciskiem żołądka i wizjami wszystkich, możliwych scenariuszy. Rozkojarzony obejrzał swój nowy dom, który szczerze przypadł mu do gustu i przeszedł się do miasteczka, nawiązując od razu wiele znajomości. Było tak dobrze, aż za dobrze. Kiedy nadchodził wieczór, leżał skulony w swoim łóżku próbując opanować dygoczące serce. Tak cholernie mu zależało na Ianie, tak wiele mu zawdzięczał i tak bardzo pragnął go na wyłączność i tak bardzo chciał mu to wszystko pokazać. Z myśli wybudziło go pukanie do drzwi. Uświadomił sobie, że po raz pierwszy zobaczy chłopaka na nogach, bez ogona. Zerwał się jak poparzony z łóżka, by otworzyć gwałtowanie drzwi.
Ian stał tam wpatrując się w niego speszony, gdy oczy Angusa lustrował go nachalnie. Syren fuknął pod nosem i wsunął się do domu, zamykając za sobą drzwi.
- Zawstydzasz mnie, wiesz? - mruknął, wtulając się w jego szeroką klatkę piersiową.
- Nieprzyzwyczajony do braku ogona i ubrań? - uśmiechnął się, całując go w czoło.
- Szczególnie do ubrań? - uśmiechnął się w jego pierś, a Angus zadrżał.
Złapał w dłonie twarz syrena i przyciągnął go do głębokiego pocałunku. Ian przylgnął do niego od razu, a potem pozwolił unieść się Angusowi do góry i zostać przypartym do ściany.
- Masz śliczne nogi - powiedział rybak, przejeżdżając po umięśnionych kończynach dłońmi.
- Boże - chłopak mruknął, chowając twarz w jego szyję. Nie miał pojęcia, dlaczego to go tak peszy i podnieca. Rybak zaśmiał się i znów złączył ich usta.
- Mały, ja... chcę, żebyś wiedział, że cholernie dużo tobie zawdzięczam i jesteś pierwszą osobą, której tak bardzo nie chcę stracić? - wyszeptał do niego z czułością Angus.
- Wiem - uśmiechnął się radośnie i przytulił go mocno. - Też cię nie chcę stracić i wiesz... wiem, gdzie mieszkasz, więc nawet nie masz szans przede mną uciec.
- Cholera, kocham cię i pragnę, czemu miałbym chcieć?
- Angus - chłopak obdarzył go rozgorączkowanym spojrzeniem, - chyba chcę zobaczyć, jak wytrzymałe masz łóżko, kochanie. Nawet nie chyba. To jest takie... Boże, też chcę i to jak!
- Tak? - zamrugał.
- I to jak - potarł policzkiem o jego.
Angus nie potrafił powstrzymać wielkiego uśmiechu kwitnącego mu na twarzy. Trzymał właśnie w rękach swoją w pełni odwzajemnioną miłość i nie miał innego wyjścia, jak cieszyć się nią i czerpać z niej szczęście. I teraz nadszedł czas na przypieczętowanie uczucia. W ich sypialni - wspólnej.


Czy to zawiera morał? W końcu każda baśń powinna taki mieć. I Boże, naprawdę to napisałam?