czwartek, 28 czerwca 2012

Przebieranki z Larrym.

Fandom: One Direction/1D
Pairing: platonicznyHarry/Louis, Eleonor/Louis, Larry - Louis/Harry
Ostrzeżenie: łagodne(?) sceny, poniżenie, depresyjne, angst.
N: One-shot'em nie miałam na celu ośmieszyć Harrego, czy nawrócić przeciwko Eleonor. Tak wyszło ^^

Zespół One Direction szczęśliwie zakończył trasę po Europie i mógł w końcu odetchnąć. Członkowie zespołu czerpali jak najwięcej z czasu wolnego - odwiedzali swoje rodziny, znajomych z "poprzedniego życia", przesiadywali w domu, wychodzili na miasto. Teraz spędzali czas w ich wspólnym salonie w domu na przedmieściach Londynu. Niall opychał się ukochanymi muffinami, Liam trzymał na kolanach wtuloną w niego Danielle, Zayn wychwytywał swoje odbicie w ekranie plazmy, Louis rzucał żartami na prawo i lewo obejmując ręką Eleonor, a Harry siedział. Siedział i śledził z uwielbieniem każdy gest najlepszego przyjaciela. Eleonor to irytowało, nie lubiła chłopaka z wzajemnością. Tylko ze względu na swojego chłopaka była dla Styles'a względnie miła... no chyba, że nikogo nie było w pobliżu.
- Hej, co się stało? - drgnęła, gdy usłyszała szept Louisa przyciskającego go mocniej do swojego boku.
- Nic, misiu - uśmiechnęła się przesłodko wtulając się mocniej w jego bok. Nie zapomniała oczywiście o jadowitym uśmiechu w stronę Harrego, na który chłopak zmarszczył nos zniesmaczony i odwrócił wzrok. Nienawidził dziewczyny i nie rozumiał, co takiego widzi w niej jego Boo Bear.
- Ej, może wyjdziemy do Nando's? - rzucił Niall ot tak, konsumując ostatnie ciastko.
- Dobry pomysł - odparł Liam ku zdziwieniu blondyna.
- Naprawdę? - niebieskie oczy błysnęły radośnie, gdy towarzysze pokiwali głowami.
- Ja zostanę w domu - mruknął Harry układając się wygodniej w fotelu.
- Loczku, kwiatuszku, chcesz mnie zostawić samego na pastwę fanek? - Louis ułożył usta w podkówkę patrząc na niego żałośnie.
- Wybacz, kochanie, ale jestem zmęczony - uśmiechnął się do niego nikle.
- No widzisz, w takim razie ja cię obronię - brunetka przycisnęła się do jego ramienia składając mokrego buziaka w policzek.
Harry z nienawiścią w oczach zgromił poduszkę mieląc pod nosem kilka przekleństw. Przyjaciele szybko zaczęli się zbierać. Harry obserwował ich wtedy uważnie, gdy wychodzili rzucił im ciche "cześć" i uśmiechnął się do siebie szeroko. Gdy z zewnątrz dobiegł go dźwięk odpalanego silnika, pisk opon i rozbawione okrzyki, wstał i ruszył biegiem na górę. Miał teraz około 2 godzin do wykorzystania, a znając troskliwość Liama, ten zadzwoni do niego, gdy będą wracać. Przeskoczył szybko schody i bez wahania otworzył drzwi pokoju Louisa. Stanął zdenerwowany w progu zagryzając mocno wargę. Co ta szmata sobie myśli? Wszędzie walały się jej ubrania. Każdy metr kwadratowy był przez nią zajęty. To jego rzeczy powinny tu leżeć a nie jej. To on powinien spać w tym łóżku przez najbliższe 2 tygodnie, a nie ta suka. Nienawidził jej, nienawidził jej z całego serca. Ona o tym wiedziała i jeszcze bardziej podsycała ogień. Przez ostatnie noce nie mógł przez nią spać. Cholerna dobierała się do biednego Lou całą noc perfidnie głośno wyjąc jego imię. Harry wtedy płakał - co innego miał robić? Całą noc wtulał się w poduszkę nieudolnie próbując powstrzymać potok łez. Nawet muzyka głośno sącząca się ze słuchawek nie mogła zagłuszyć tych okrzyków. Czuł się wtedy zdradzony i poniżony. Co takiego ta kurwa miała? Gdyby nie Boo Bear, byłaby nikim.
Wszedł do pokoju szybko otwierając szafę. Nie będzie zakładał tych szmat leżących na ziemi. Łatwo odróżnił rzeczy tej wiedźmy od tych jego ukochanego. Wyjmował jej rzeczy po kolei, na szczęście chociaż w szafie miała wszystko starannie poukładane, więc nie miał problemu z zapamiętaniem ich ułożenia. Pomimo, że był pewny swojego działania, nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się o tym, co teraz właśnie robi - przecież to nie było normalne. Sam widział, że się stacza, ale co z tego? Odpychał tą myśl daleko coraz bardziej koncentrując się na nienawiści do Eleonor i popadając w obsesję.
Z trudnością wcisnął się w jej spodnie, ale zapiął się. Stwierdził, że najwyżej będzie miała je trochę luźniejsze niż zwykle. Popatrzył w lustro i nadal nie rozumiał, co Louis widzi w tej lafiryndzie. Był od niej o niebo lepszy. Wiedział, że Boo Bear'owi nie przeszkadza płeć, że jest biseksualny. Mógłby się nawet pogodzić z tym, że Lou jest z kimś innym - ale tylko pod warunkiem, że ta osoba byłaby kimś wyjątkowym. Dobrym, troskliwym, kochającym go z całego serca. Ta maszkara tego nie zapewniała, a on? On dałby mu wszystko, więc czemu wolał tą idiotkę?
Nie zauważył nawet, gdy po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Po prostu mechanicznie, jak w transie, przebierał się - rzecz, po rzeczy. Gdzieś głęboko, zza mgłą bezradności, tliła się myśl, że powinien przestać, że już dawno przekroczył granicę. Jednak zazdrość, bezsilność przyćmiewały mu wszystko. Był teraz jak ślepiec. Stał przed lustrem, pustym wzrokiem badając swoje odbicie. Jego tors opinała ciasno bokserka, na pośladkach zaciskała się jeszcze nie naciągnięta do końca plisowana spódniczka. Nic do niego nie docierało, stał płacząc nieprzerwanie, wzmagając w sobie złość. Ruszył się dopiero po chusteczki leżące przy łóżku, starł łzy z policzków i wysmarkał nos. Nienawidził jej. To przez nią tak nisko upadł. Gdyby nie ona, to wszystko byłoby dobrze. Przez nią był teraz taki paskudny, nie był starym Harrym Stylesem. Stworzyła jego marny cień, stłamszoną podróbkę pełną negatywnych emocji. Jeszcze raz pusto przejrzał się w lustrze: zaczerwienione i szklące się oczy, wypieki, opadnięte loki, brak emocji na twarzy, rezygnacja. Nie usłyszał nawet, jak przed domem zatrzymuje się auto, jak ktoś dzwoni do drzwi, a potem z rezygnacją szuka klucza, potem jak ten klucz obraca się w z charakterystycznym dźwiękiem w zamku, drzwi zamykają się z trzaskiem, osoba woła go głośno, a po chwili rusza po schodach wprost do niego.
Drzwi za nim otworzyły się szybko, ukazując mu w lustrze roześmianą twarz Lou. Niezwykle szybko zmieniła swój wyraz na zdezorientowany, a nawet przerażony. Sam Harry miał ochotę zapaść się pod ziemię, uciec i skończyć ze sobą jak najszybciej, najlepiej rzucając się do Tamizy. Tyle myśli i uczuć teraz się w nim kotłowało. Jednak można było w tej chorej plątaninie odnaleźć myśl przewodnią, a może raczej takie życzenie: "Oby Eleonor tu nie było". Harry już miał zamiar zerwać się do biegu i prześlizgnąć się do swojego pokoju, ale nogi się pod nim ugięły, gdy usłyszał donośny śmiech. Kochał śmiech Louisa i mógłby się wsłuchiwać w niego godzinami, ale ten, którym go obdarzył, był chory, przepełniony pogardą, łamiący go na małe kawałeczki. Do oczu napłynęła nowa dawka łez, warga zadygotała niebezpiecznie, a pięści zacisnęły się na materiale spódniczki. Z ukochanych ust Harrego zaczęły padać oszczerstwa i kpiny, pod którymi chłopak wciąż się kurczył. Nie mógł się ruszyć wsłuchując w bolesność słów przyjaciela. Przyjaciela? Czy przyjaciel mówi takie rzeczy? Nie. Takich słowa nie powinny wypłynąć z niczyich ust, nawet tych największego wroga. I tak podłamana już psychika Harrego legła w gruzach. Jej fundament, jaką była miłość do Louisa, okazała się być grzęzawiskiem, w którym dane jest mu utonąć. Teraz nie miał już nic, czuł się jak porzucona, szmaciana lalka. Jego serduszko rozpadło się na kawałki, które trudno będzie złożyć.
- Harry, Harry... - z transu wybudziły go palce mocno wbijające mu się w ramiona. - Ja nie chciałem... Nie wiem, co we mnie wstąpiło - Tomlinson szeptał mu do ucha, przytulając mocno. - Ja... mnie... Nie powinienem się na tobie wyżywać. Wyprowadzono mnie z równowagi... i teraz, jak tu wszedłem, to... to tak wyszło i ja... przepraszam - pocałował go w czoło przyciskając jego głowę w swoje ramię. - Ale dlaczego, Hazza? Czemu to zrobiłeś? - spytał coraz bardziej zniżając głos. Dla niego sytuacja też nie była łatwa.
- Bo jej nienawidzę! - warknął mu w w mokre ramię odpychając się od niego. - Kochasz ją, darzysz uczuciem, na które nie zasługuje! Ona nie jest ciebie warta, wykorzystuje cię, a ty tego nie widzisz! Na każdym kroku rzuca mi jadowite spojrzenia, których nikt nie widzi... gdy zostajemy sam na sam jest jeszcze gorzej - przetarł ręką mokre policzki patrząc na Louisa z rozpaczą. - Ja nie wiem, co w niej widzisz... W czym ona jest lepsza ode mnie?! - na ostatnie zdanie oczy Lou rozszerzyły się w szoku. Wszystko stało się jasne, a jego serce wypełniło ciepło.
Chłopak szybko pokonał odległość dzielącą go od Loczka i gwałtownie łapiąc go dłońmi za policzki połączył ich usta w delikatnym muśnięciu. Mimo, że był to delikatny dotyk, Harry omal nie zachłysnął się powietrzem. Od kiedy poznał Lou marzył o czymś nawet tak banalnym. Jednak to było dla niego za mało. Złapał go za tył głowy przyciągając do pocałunku. Rozsunął językiem jego wargi, by począć badać wnętrze ust Lou. Po chwili pocałunek zdominował starszy popychając przy tym Harrego na łóżko. Przygwoździł go do materaca swoim ciałem, jedną ręką podciągając ciasną bokserkę do góry, a drugą zajmując się loczkami chłopaka. Trwali w pocałunku powoli się o siebie ocierając. W międzyczasie Harry przełożył dłonie z głowy ukochanego na jego pośladki, wsuwając je bezczelnie pod jego bokserki. Z umiłowaniem ugniatał je przyciskając mocniej do swojego krocza. Louisa pobudziło takie działanie, oderwał się od ust młodszego, schodząc delikatnymi pocałunkami na jego szczękę, szyje, a w końcu na sutki, które przegryzał wsłuchując się w głośne jęki i piski chłopaka pod nim. Ich erekcje już były dawno wyczuwalne.
- Haazza~ - Louis podciągnął się na rękach, by cicho jęknąć do jego ucha. Chłopaka przeszły dreszcze.
- Chcesz to zrobić, prawda? - w odpowiedzi dostał jedynie stęknięcie i mocniejszy ucisk na pośladkach. To mu wystarczyło. Odsunął się od niego szybko pozbywając garderoby i zamykając drzwi. Gdy odwrócił się w stronę łóżka chłopak leżał już nagi czekając na niego. Przełknął z trudem ślinę. Był przyzwyczajony do nagości Harrego, w końcu ten ciągle latał po domu z gołym tyłkiem, ale nigdy nie wyglądał, aż tak ponętnie. Wyciągnął jeszcze z szafeczki przy łóżku gumkę i lubrykant, po czym zajął miejsce między jego rozchylonymi nogami. Nalał sobie odrobinę cieczy na dłoń i złapał chłopaka pod główką. Stymulował ją powoli palcami obserwując jak ciało Hazzy wygina się pod nim na wszystkie strony, pięści zaciskają się na prześcieradle, nogi drżą, a oczy zachodzą łzami. Połączył z nim usta pociągając ręką już po całej długości organu. Z uśmiechem odbierał wszystkie jęki. Przerwał na chwilę wszystkie czynności, by nawilżyć drugą dłoń lubrykantem i ponownie wznowić wszystkie działania. Do pieszczot doszedł jeszcze jeden palec Lou zagłębiający się w ciasnym odbycie Harrego. Ten ledwo odczuł dyskomfort, nawet nie ociekając biodrami od chłopaka. Przed jego oczami pojawiały się kolorowe plamy. Gdy Lou wsuwał w niego drugi palec wiedział, że już dłużej nie pociągnie. Z głuchym krzykiem rozlał się w jego dłoni drżąc na łóżku, jak w febrze. Jednak Tomlinson nie przerywał rozciągania młodego i długich ruchów na jego członku. Ostatecznie dodał trzeci palec. Nie chciał by chłopaka bolało. Wyginał nim na wszystkie strony, aż musnął mocno prostatę chłopaka, który krzyknął głośno jego imię. Wydał rozkaz: "jeszcze". Lou zdziwił się, ale wykonał zadanie. Dręczył prostatę chłopaka, ale jego krzyki zbyt go podniecały, nie mógł dłużej wytrzymać, chciał w niego wejść jak najszybciej. Nachylił się nad nim i wyszeptał:
- Na czworaka, tyłem do mnie.
Chłopak mimowolnie wykonał polecenie, ale rzucił jeszcze, że nie chce tak, bo ma ochotę widzieć jego twarz. Lou pocałował go wtedy w kark uspokajająco mówiąc, że następnym razem będzie tak, jak chce. Harry zastygł zszokowany. Ten moment wykorzystał Tomlinson, by wsunąć się w niego szybko do końca. Usłyszał krzyk, bardziej podchodzący pod ten z zaskoczenia, niż bólu. Złapał mocno za biodra chłopaka wysuwając się i wchodząc z powrotem. Z początku robił to powoli, by przyśpieszać z każdym pchnięciem. Teraz nie tylko Harry jęczał, z jego ust także wydobywały się te wstydliwe dźwięki. Poruszał się szybko, co jakiś czas powodując u Loczka głośniejszy jęk i gwałtownie spięcie na nim mięśni. Myślał wtedy, że oszaleje i dopychał jeszcze mocniej, chcąc znowu poczuć to ulotne uczucie. Po kilku minutach wysiłku, obaj doszli w prawie tym samym momencie.
Lou opadł na Hazzę zmęczony przygniatając go do łóżka. Wykrzesał się jeszcze na odrobinę czułości,  całując go delikatnie po łopatce i drapiąc po głowie. Gdy wyrównał oddech sturlał się z chłopaka, usiadł obok spoglądając na niego czule. Harry obrócił się na bok. Nadal był zarumieniony, a jego oczy błyszczały. Patrzyli sobie w oczy, póki Lou nie przerwał kontaktu wzrokowego. Utkwił spojrzenie w swoich stopach nabierając do płuc powietrza.
- Eleonor przyjdzie tu za jakąś godzinę zabrać swoje rzeczy. Zerwaliśmy.
Serce Harrego wypełniły dwie sprzeczne emocje: cholerne szczęście i przytłaczające poczucie wykorzystania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz