wtorek, 28 czerwca 2016

Zakazane 14

Tak, jak prosiłaś :D



Bro spędził poniedziałek myśląc jedynie o pracy. Wzięcie zamówienia, wykonanie zamówienia, dostarczenie zamówienia, to wszystko na czym się koncentrował, bo nie mógł znieść tego, gdzie wędrowały jego myśli, gdy skupił się na czymkolwiek innym.

W pełni oczekiwał widoku policyjnego auta pod jego blokiem, kiedy wróci do domu. Wiedział, że Dave mógł wcisnąć genialne kłamstwo o chodzeniu z kimś, ale nie znał tak dobrze Rose. Nagle zaczął żałować, że nie zwracał większej uwagi na przyjaciół Dave'a, bo jedynym, którego naprawdę znał, był John. John, który nie był u nich w ciągu kilku ostatnich miesięcy.

Bro znowu zaczął myśleć o pizzy.

Kiedy wrócił do domu, zamknął za sobą delikatnie drzwi, oparł się o nie i wziął kilka uspokajających oddechów. Musiał się uspokoić. Przesadzał; Dave tak twierdził. Na przekór temu, co poprzedniego dnia powiedział to, czego chciał Dave miało znaczenie. Nie zamierzał go wydać, zamierzał mu pomóc w ukrywaniu tego. Wspólnie mieli kłamać jak profesjonalni aktorzy, którymi obaj byli i nikt nie miałby pieprzonego pojęcia. Z drużyną Stider Incest w pełni mocy kłamstwa trzeba było się liczyć.

Pomimo to chore, mdlące uczucie we wnętrzu Bro nie zmalało, ale powoli się do niego przyzwyczajał.

Bro uświadomił sobie, że słyszał głosy dochodzące z pokoju dzieciaka.

Perfekcyjnie bezgłośnie zakradł się pod jego drzwi, żeby go podsłuchać.

- No Kanaya mnie dręczy, ale jej powiedziałam, że to twój sekret i nie mam prawa go zdradzać. Uszanuje to - powiedział dziewczęcy głos. Bro ledwo go rozpoznał, dziewczyna zmieniła się bardzo od ostatniej wizyty w ich domu. Jeszcze wczoraj wszyscy byli tylko dzieciakami, a teraz... no cóż.

- Fajnie. Bo nigdy nie widziałem, żeby Bro się tak rzucał. Nie, to znaczy jest spokojny jak nigdy, ale widzę, że wewnętrznie się rzuca.

Bro usłyszał trzeszczenie łóżka Dave'a.

- Ej, żadnych lasek w łóżku, spadaj.

Prychnęła.

- Och, nie, jestem teraz twoją dziewczyną, co daje mi pewne przywileje, jak na przykład leżenie gdziekolwiek pragnę na naszej niesamowicie romantycznej randce w twoim pokoju, Stider.

- Naprawdę chciałbym cię teraz walnąć.

Zaśmiała się w sarkastycznym, protekcjonalnym tonie. Bro uśmiechnął się. Lubił tę dziewczynę.

- Uważaj, jeszcze się odgryzę - odparła.

- O niebiosa, uchowajcie mnie przed gniewem siekaczów Rose - powiedział, udając damski głos.

Zaśmiała się ponownie, tym razem delikatniej, a wtedy na dłuższą chwilę zapadła cisza.

- Dave, chociaż nie mam absolutnie żadnych przeciwwskazań przed udziałem w tej szaradzie, nawet do końca liceum, jeśli tego pragniesz, wciąż czuję, że w moim obowiązku jako przyjaciółki jest określenie moich obaw, co do twoich... ostatnich wyborów.

- Nie pamiętam, żebym cię pytał o zdanie, Lalonde.

- Nie pytałeś. Ale mimo to jesteś do tego upoważniony. Z braku bardziej wyszukanych sposób wyrażenia tego, co staram ci się przekazać i to w słownictwie naszego ukochanego przyjaciela Karkata, to jest pojebane.

Cisza.

- Dziękuję za wytknięcie tego, och, Cesarzowo Pieprzonej Oczywistości. A już myślałem, że to całkowicie zdrowy związek; nigdy nie przyszło mi do pieprzonej głowy, że nie ma nic złego w całowaniu się z własnym bratem.

Rose westchnęła ciężko.

- Dave, po prostu staram ci powiedzieć, że są lepsze sposoby na radzenie sobie ze złością na Johna niż... to.

Teraz to Dave wydał z siebie ciężkie, poirytowane westchnienie.

- Myślisz, że już wszystko zrozumiałaś, tak? Zupełnie jak Bro. Biedny, cierpiący Dave, nie może znieść tego, jak Egbert łamie mu serduszko każdego dnia, więc odbija to sobie na najbliższym, dostępnym frajerze. Nikomu jeszcze nie przyszło do głowy, że może naprawdę obchodzi mnie mój bro.

Więcej ciszy.

- Nie insynuowałam tego, że się o niego nie martwisz. Tylko stwierdziłam prosty fakt, że powinieneś eksperymentować ze swoją homoseksualnością inaczej, bo jeśli coś wam nie wyjdzie, zrujnujecie swoją relację na zawsze.

- Dziękuję, doktorze Lalonde. Jednak poradzę sobie z moim życiem miłosnym po swojemu, dzięki.

- Masz do tego zupełne prawo. Tak jak mówiłam, plan mi pasuje i nie mam z nim problemu. Nie chcę tylko patrzeć, jak cierpisz.

Dave prychnął.

- Nie martw się to, Egbert już się tym zajął.

Więcej ciszy, tym razem rozciągała się tak długo, że nawet Bro zaczął odczuwać dyskomfort.

- Powiedziałeś mu? - spytała w końcu delikatniej i ciszej. Bro znieruchomiał za drzwiami. Kolejni ludzie mieli się o nich dowiedzieć... Egbert, który za cholerę nie potrafił dotrzymywać tajemnic...

- Już na pewno wie, że malinki nie są od ciebie.

- Więc był to twój odpowiednik "nie".

Dave westchnął.

- Powiedziałem Bro, że powiem tylko tobie.

- Co, nagle potrzebujesz jego pozwolenia?

Bro spiął się, kiedy usłyszał pogardę w jej głosie. Nienawiść do samego siebie ruszyła na niego z pełną mocną, ale wtedy:

- Niby, raczej wspólnie się zgodziliśmy z tym, że powiem tylko tobie.

Nie odezwała się ponownie, dopóki ostrożnie nie sformułowała swojej odpowiedzi.

- Zgodziliście się wspólnie.

- Ta.

Niewypowiedziany zarzut wisiał chwilę w powietrzu, a gdyby była to rozmowa między dwoma Stiderami, pozostałoby niewypowiedziane na zawsze. Ale Rose nie miała problemu ze stwierdzaniem niekomfortowych rzeczy. Właściwie  wydawało się, że to lubi.

- To coś więcej niż jakieś tam całowanie, prawda?

Kurwa.

- To problem? - powiedział Dave. Zajebiście, po prostu przyznaj się do wszystkiego, dzieciaku. 

- Dave, co naprawdę się dzieje?

Bro mógł im przerwać. Powinien był im przerwać. Zamiast tego desperacko starał się usłyszeć odpowiedź Dave'a na pytanie, którego Bro nigdy nie byłby w stanie zadać.

- Co? Nic. Bro i ja znaleźliśmy się na gorącej, chwilowej fali wściekłego, piekielnego brocestu, nie możemy trzymać łap przy sobie, więc pieprzy mnie pod moją kiecką bez końca.

Bro przestał oddychać.

Rose westchnęła ciężko.

- Nieważne, Dave. Któregoś dnia zaufasz mi na tyle, że zdobędziesz się na powiedzenie czegoś nieco bardziej prawdziwego, zamiast chować się za ogromnym murem przesadnej defensywy.

Nie wierzyła mu. Jasna cholera. Dave przyznał jej się do absolutnej prawdy i zrobił to z tak uważnie wykreowaną miną i tonem, że ona mu nie uwierzyła. Perfekcyjna ironia. Bro uśmiechnął się z dumą i uglą, kiedy po cichu cofnął się do wejściowych drzwi i trzasnął nimi, żeby powiadomić o swoim powrocie.

Poszedł prosto do pokoju Dave'a i otworzył drzwi bez pukania.

- Och. Masz towarzystwo - powiedział zupełnie spokojnie.

- Bro, spadaj.

Zamiast tego oparł się o framugę drzwi, nagle pragnął uparcie drażnić Dave'a. Chciał także zobaczyć reakcję Rose. W tej chwili wpatrywała się w jego kierunku oskarżycielsko, mrużąc oczy. Udawał, że tego nie zauważył.

- Za co, do cholery? Czy w końcu robisz coś, przy czym musisz mieć zamknięte drzwi?

- To mój pieprzony pokój. Wynoś się.

Bro prychnął i uniósł brew. Ostatniej nocy mówiłeś inaczej, sugerował, żeby tylko zobaczyć reakcję Rose. Zdecydowanie załapała, że działo się coś niewypowiedzianego, chociaż nie mógł powiedzieć, co dokładnie myślała.

- Więc zdaje mi się, że ty i twoja dziewczyna nie chcecie chińszczyzny - powiedział, patrząc na swój kciuk, jakby był najbardziej interesującym przedmiotem w pokoju. - Najwyżej zamówię tylko dla siebie.

- Pieprz się - powiedział Dave.

- Poproszę lo mein z kurczakiem - odpowiedziała Rose. Bro przytaknął w jej kierunku.

- Przynajmniej jest tu ktoś, kto ma jakieś pieprzone maniery - odpowiedział, a wtedy obrócił się i wyszedł, czując na plecach jej płonące spojrzenie. Był stuprocentowo świadomy tego, że razem z Dave'am zrobili przedstawienie głównie na pożytek Rose i zdecydowanie dobrze im to wyszło. Uśmiechnął się do siebie, bo jakoś spektakularnie dobrze się z tym czuł - przynajmniej w oczach gości byli jedynie braćmi z przywilejami.

To, kim byli, kiedy nie było nikogo innego wokół było czymś, czego za cholerę nie obejmował.

O wiele później, już po skończonym obiedzie Bro miksował w swoim pokoju spokojne bity, kiedy uniósł wzrok, żeby zobaczyć Rose, stojącą z założonymi na klatce piersiowej rękoma w centrum jego terytorium.

Spokojnie ściągnął słuchawki i zauważył, że nigdzie nie było Dave'a. Skupił się i usłyszał TV z salonu.

- Myśli, że poszłam przepudrować nosek - powiedziała, patrząc na niego gniewnie. - Zamierzam powiedzieć to tylko raz. Jakimikolwiek powodami się kierujesz, wiem, że nie są takie same jak Dave'a. Jest zbyt dumny, żeby ci to powiedzieć, ale wzoruje się na tobie, dużo dla niego znaczysz, a to... coś, co robisz, znaczy dla niego o wiele więcej niż dla ciebie. Więc skończ z tym, zanim zaangażuje się jeszcze bardzej i w końcu zranisz go tak, że będę musiała zbierać go do kupy. Nie boję się ciebie jak inni. Nie boję się powiedzieć ci, że jesteś kupą gówna.

Oczywiście, Bro obdarował ją swoim cenionym, beznamiętnym spojrzeniem.

- Dziękuję za twoją opinię. Będę o niej pamiętać - odpowiedział, a ona tylko potrząsnęła głową w sposób przypominający poirytowaną matkę, zrezygnowaną na wybryki jej okropnego dziecka. Obróciła się, żeby wyjść i kiedy już była przy drzwiach, otworzył usta.

- Rose.

Zatrzymała się i obróciła do niego twarzą.

- Dziękuję - powiedział.

Pogarda na jej twarzy była intensywna.

- Nie robię tego dla ciebie. Robię to dla niego. Ktoś musi się o niego prawdziwie martwić.

Wyszła, zamykając za sobą delikatnie drzwi i Bro powinien był czuć się beznadziejnie.

Ale... tak nie było. Bo wiedział, że naprawdę troszczył się o Dave'a. I to kurewsko. I Dave też cholernie się o niego troszczył.

To było więcej niż Bro Strider kiedykolwiek miał. I było to cholernie przyjemne.

4 komentarze:

  1. Gdy sprawy się komplikują a pikantne romanse poupychane w szufladach i przykryte warstwą grubej ironii wynużają się na powierzchnię pieprzonej bolesnej rzeczywistości, niczym łby bezwstydnych krokodyli z lubieznymi uśmiechami i malinkami wypisanymi na pyskach dzwoń do doktor, profesor, magister psychologi pediatrii i sarkazmu stosowanego na wyższym uniwersytecie Kapryśnych Szmat i ich Sarkastycznego Gówna Rose Lalonde! Gwarantuje rozdrapanie delikatnych i nielegalnych (bardziej niż żaby na dersie) spraw miłosnych na sercu, zaserwuje soczystą dawkę oczywistego ''Jesteś tak pojebany jak szeroka jest dziura w miejscu gdzie powinno być twoje sumienie.''a z twoich prywatnych spraw uczyni ropiejące rany, które opatrzy solą i octem. Polegaj na Rose Lalonde. A tak szczerze to cieszę się ze wreszcie naplynęła jakaś swieża krew do opowiadania. Czekałam na nią. To wszystko jest takie ----EKSCYTUJĄCE! Dziękuję gorąco za ten rozdział i przesyłam mentalnie dużo motywacji do dalszej pracy. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ahahahah nawet nie wiesz, jak PODEKSCYTOWANA jestem po przeczytaniu tego komentarza <33 genialne :'D
      dziękuję za Twoje perfekcyjne komentarze!! :>>

      Usuń
    2. Nie, to ja dziękuję za twoje perfekcyjne tłumaczenia! ^-^

      Usuń