Spóźnionych, Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku, baranki! ♥♥
Bro wpatrywał się w hałaśliwe miasto, kiedy gorące teksańskie słońce prażyło go w odkryte przez podkoszulek ramiona. Delikatny wietrszyk szeleścił końcówkami jego włosów wystających spod czapki. Zawsze tu przychodził, kiedy potrzebował oczyścić umysł i wcześniej zawsze to działało.
Ale teraz, każdy dawny problem wydawał się być żartem. Zdołał złapać jedną dobrą rzecz, którą miał w życiu i zjebał ją. Dosłownie jebał ją w materac. I wtedy Bro popełnił największy życiowy błąd.
Seks nie był najgorszym błędem. Nie, z tym mógł sobie poradzić. Najgorsze było coś zupełnie innego, coś, czego nie umiał nazwać, ale pozwolił sobie na słabość. Pozwolił, żeby to go zmieniło. Odrobinę. A teraz miał za to zapłacić. Już wiedział, że to on będzie musiał za to zapłacić. Dave nie zrobił nic złego.
Bro był wciąż na niego cholernie wściekły, ale wiedział, że dobra walka na miecze to zmieni. A wtedy, kiedy już nie będzie zły...
Nie wiedział.
Usłyszał skrzypienie drzwi do klatki schodowej i odszedł od krawędzi. Stał na środku, z nogami ustawionymi w dobrej stancji, ramionami założonymi na piersiach i idealną, opanowaną złością na twarzy. Dave stał jak jego perkekcyjna miniatorowa kopia z równie idealną postawą, chociaż jego twarz nie wyrażała złości. Nie była zdenerwowana, nie była czymś. Dave był idealnie nijaką kartą.
- Lubimy ostatnio plotkować? - Bro oskarżył go przez zaciśnięte zęby, wyciągając swój miecz.
- Nie muszę się przed tobą z niczego do cholery tłumaczyć - odpowiedział pewnie Dave, kiedy stał z rękoma zwisającymi spokojnie po bokach.
- Widocznie powaga sytuacji jeszcze do ciebie nie dotarła. Może powinienem zmusić cię do biegania po narodowym spisie przestępców seksualnych, żeby ci podpowiedzieć.
Dave prychnął zniesmaczony.
- To nie ja nie rozumiem, o co chodzi, dude. - Potrząsnął ledwie widocznie głową. - Mam dość gadania.
Wyciągnął swój miecz, dźwięk metalu ocierającego się o rękojeść był znajomy jak wypełnione smogiem powietrze. I wtedy Bro atakował go najszybszym ruchem, jaki potrafił wykrzesać. Dave uniósł ostrze, żeby spotkały się w perfekcyjnym bloku, jakby wszystko przewidział. Dźwięk uderzenia zabrzmiał w uszach Bro, kiedy starał się oczyścić swój umysł.
Zaczął spokojnie, ale stanowczo, kilka cięć na rozgrzewkę w znajomym rytmie, które Dave z łatwością sparował. Powtórzył je, ale w połowie trzeciego zmienił to, przechodząc szybko z niskiego do wysokiego cięcia. Dave uchylił się i zblokował go bez trudu. Bro był zbyt zły, żeby rozsądnie myśleć. Dave był spokojny jak nigdy.
- No dajesz, Bro. To wszystko, co potrafisz? - prowokował. Bro znów na niego ruszył, nie będąc pewnym po co w ogóle walczył, ale cokolwiek do cholery to było, było to piekielnie ważne. Ich dwoje tańczyło po dachu, wśród znajomych przeszkód, rur i aparatów wentylacyjnych, dwóch składanych krzeseł ustawionych przez starszą parę, mieszkającą na ostatnim piętrze. Obaj znali każdy centymetr tego dachu i obaj znali każdy swój ruch.
Dave był zawsze godnym przeciwnikiem, chociaż jeszcze nigdy nie pokonał Bro. Na pewno miał te same umięjętności. Jednego dnia, prawdopodobnie niedługo, przerośnie Bro - w końcu zaczynał walkę na miecze w o wiele młodszym wieku. Jednak Bro wciąż posiadał dużą przewagę w sile i wytrzymałości. Właśnie tak zazwyczaj wygrywał - przeciągał walkę, czekał, aż Dave wystarczająco się zmęczy, żeby wykonać ostateczny cios.
- Oskarżyłbym cię o przewrażliwienie - powiedział Dave, jakimś cudem wystarczająco spokojny, żeby mieć siłę rozmawiać, - ale nie. Po prostu widzisz złą perespektywę.
Bro oddychał za ciężko, żeby rozmawiać, nie, żeby miał cokolwiek do powiedzenia. Ruszył na Dave'a z pionowym ciosem, a ostrze Dave'a już czekało na blok. Okręcił swój miecz, żeby zmienić kierunek ciosu Bro i wyszedł spoza jego zasięgu, kupując sobie pół sekundy, w ciągu której Bro musiał zmienić kierunek ostrza. Ponownie stanęli twarzą w twarz.
- Skoro już widzisz moją perspektywę tak dobrze - udało mu się z siebie wypluć - dlaczego nie przedstawisz mi swojej?
Po raz pierwszy Dave przestał blokować i sam zaatakował. Jego uderzenia były nieskazitelne, ale bardzo przewidywalne. Bro odpoczął trochę odpierając jego ataki, ponieważ znał jego przyszłe ruchy. Znał każdy.
- Musiałem powiedzieć to Johnowi - powiedział. - Zasługuje na to.
- Po cholerę? To nie jego sprawa.
- Ja jestem jego sprawą - powiedział Dave'a. - To nie ma znaczenia, Bro, wiem, że nie możesz tego zrozumieć.
Nowa fala wściełosci zalała Bro. Przełamał mieczem kolejne uderzenie Dave'a i poprowadził je na niego, ostrze zatrzymało się 3 cale od jego twarzy. Oczywiście ćwiczyli ze stępionymi mieczami, błąd kończył się zazwyczaj tylko ostrą, czerwoną szramą, ale nie sprawiało, że walka była bezpieczna. Obaj kończyli ze szwami wystarczająco często, żeby wyrobić sobie opinię o obsłudze klienta w wielu okolicznych izbach przyjęć.
Bro napierał mocno swoim mieczem, kiedy Dave pocił się, starając się go odsunąć.
- Oświeć mnie - wypluł Bro.
Dave nagle się odchylił w pięknym pokazie zręczności i wyślizgnął się spod Bro, kiedy ten stracił równowagę z powodu własnego ciężaru. Potrzebował kilku kroków, żeby odzyskać balans ciała. Odwrocił się, gotowy odbić kolejny atak.
Dave stał z obniżonym ostrzem kilka stóp dalej.
- Nazywa się to przyjaźń - powiedział. - Nie nabijam się z ciebie. Wiem, że nie możesz tego zrozumieć, bo nie masz żadnych przyjaciół.
- Mam setki pieprzonych przyjaciół.
Dave prychnął.
- Nie, Bro. Znasz setki ludzi.
Złość Bro zapłonęła do oślepiającej furii. Bro aatakował nieubłaganie, głupio, bezskutecznie. Dave odparowywał go bez trudu, robiąc z niego głupka, ledwo się pocąc, kiedy z łatwością unikał większości ataków Bro.
- Właśnie to się do cholery dzieje, kiedy nikogo do siebie nie dopuszczasz, Bro. Wciąż mi mówisz, że tego nie łapię, że jestem za młody, żeby to zrozumieć, ale kurwa, wiem o wiele więcej o relacjach niż ty, bo jakieś posiadam.
Bro tracił siły, wiedział to. Ale już dłużej się o to nie martwił. Jeśli Dave chciał z niego kpić, pobić i pociąć mieczem, powinien to w końcu, do kurwy, zrobić.
- Więc kiedy dopuszczasz do siebie tylko jedną osobę, co się dzeje? Huh? To, co się między nami stało nie jest żadną pieprzoną zagadką, ma sens. Jeśli istnieje tylko jedna osoba, o którą się martwisz, myślisz, że co się stanie?
Umysł Bro odmówił przyznania tego, czego jego serce odmówiło nosić. W zamian popadł w tę samą starą rutynę autoagresji, która była o wiele bardziej znajoma, o wiele bardziej wygodna.
- Po prostu to powiedz, Dave. Obaj wiemy, jak spierdoliłem twoje wychowanie; skończysz, jak ci bogaci, ludzie sukcesu, którzy opowiadają drogim pindom każdego piątku, jak popieprzone było ich dzieciństwo, a późnej wracają do domu, do nudnej, normalnej rodziny z trójką głupich dziciaków, które mają zakaz spotykania się z ich szalonym wujaszkiem.
Ostatnimi pokładami siły Bro pozwolił sobie przeprowadzić ostrą falę ataków. Dave dorównywał mu, ale widać było, że powoli się męczył. Bro zbliżał się do niego; Dave'owi coraz trudniej było go odpierać, ostrze Bro było coraz bliżej z każdym cięciem.
- Pieprzyć to, Bro. Jeśli kiedykolwiek skończę z dzieciakami, będą w chuj zajebiste - powiedział. Wtedy uniósł kolano w pierś Bro, prosto w jego splot słoneczny. Bro tego nie przewidział; był zbyt skupiony na swoim ataku, żeby pamiętać, że Dave mógł mu oddać.
Całe powietrze z niego uszło, kiedy upadł na kolana, walcząc o każdy oddech, jego ciało desperacko walczyło o nie, kiedy jego płuca odmawiały pracy. Poczuł delikatnie krawędź ostrza Dave'a na swoim gardle, co symbolizowało śmierć. Bro upadł na tyłek ze zmęczenia, pochylony, starając się uspokoić swoją przeponę wystarczająco, żeby odetchnąć.
- John jest największym heterodupkiem dziejów - powiedział Dave. - Powinieneś zobaczyć te zgraje dziewczyn, za którymi goni... i te, które zdobywa z tym całym swoim "jestem bezradnym nerdem bez życia, och, niech ktoś mnie uratuje". To obrzydliwe.
Bro w końcu udało się nabrać trochę powietrza. Chciał nabrać głębokich haustów, ale ugrał tylko malutkie wdechy. Dave. Bogu dzięki, w końcu na moment się przymknął i pozwolił mu się zregenerować, aż był w stanie oprzeć się plecami o wentylator.
- Więc dlaczego przestał się tu pojawiać? - Bro w końcu udało się z siebie wydusić. Dave obrócił się i usiadł na czubku pudła instalacji elektrycznej, opieracjąc łokcie na kolanach, między którymi wisiały jego dłonie.
- Bo byłem w nim cholernie zakochany i wiedział, wszystko było tak cholernie żałosne i dziwne, bo nie wiedział, jak się zachowywać, a ja nie wiedziałem, jak wszystko naprawić i po prostu... najłatwiej było przestać się tak często spotkać, to tyle.
Bro był zbyt zmęczony i zdezorientowany, żeby pieprzyć się z byciem fajnym. Pozwolił swoim brwiom się zmarszczyć.
- Więc co się zmieniło?
- Wszystko mu powiedziałem.
Dave zsunąl się z pudła i dołączył do Bro na gorącej papie. Uklęknął z jedną nogą pomiędzy tymi Bro, zdecydowanie za blisko.
- Powiedziałem, że już nie musi czuć się winny o ranienie mnie. Powiedziałem, że już mi przeszedł od tak. Że moglibyśmy być tylko przyjaciółmi, bo mam kogoś innego.
Bro zacisnął mocno oczy, jego myśli wirowały. Nigdy wcześniej nie był zbity z tropu. Poczuł jak coś ociera się o jego policzek i każdy jego mięsień napiął się, gotowy do kolejnej walki, zanim doszło do niego, że były to palce Dave'a. Otworzył oczy, niewystarczająco odważny, żeby spojrzeć Dave'owi w oczy, nawet przez dwie pary szkieł.
- Bro, wiem, że jestem wszystkim, co masz, okay? Nie jesteś wszystkim, co mam, więc łapię, dlaczego jesteś zazdrosny, łapię, że jesteś wystarszony, łąpię, że jesteś wkurzony. Wszystko łapię. Nie jestem zbyt młody albo niewinny albo inne pierdolenie. Nie ma we mnie za grosz niewinności. Dobrze o to zadbałeś.
Bro skrzywił się. Wolałby, żeby Dave przeciął go mieczem, bolałoby mniej.
- I to jest kurewsko zajebiste - powiedział Dave i wtedy go całował, z pełną siłą, uderzając głową Bro w rurę wentylacyjną z głośnym uderzeniem. A Bro nie mógł się powstrzymać przed odwzajemnieniem pocałunków, nic nie mógł na to poradzić. Jego ramiona oplotły Dave'a wbrew jego woli, przyciągając go, przyciągając blisko, przez ciepło otoczenia i ich ciał pot zaczął spływać mu do oczu i dalej po szyi i nigdy, ale to nigdy, nie chciał się stamtąd ruszać.
Zrobiło się za gorąco i Dave'a musiał się od niego odsunąć i wstać. Wyciągnął przed siebie dłoń i Bro ujął ją, podnosząc się na równe nogi. Dave był od niego niższy, jeszcze, ale nie przeszkodziło to Bro w czuciu się niesamowicie małym, słabym i delikatym.
- Rozumiem, że jestem wszystkim, co masz, Bro. Rozumiem. Jedyne, co musisz zrozumieć to, że to znaczy, że nigdzie się nie wybieram. Nigdy. Bo jeśli na świecie istnieje jakaś osoba, która naprawdę mnie potrzebuje, to jesteś nią ty.
Jedyne, co mógł zrobić Bro, to pocałować go. Nie miał pojęcia, jak opisać to, co czuł; nie mógł uporządkować swoich myśli wystarczająco, żeby złożyć jakiekolwiek zdanie. Więc pozwolił swoim ustom pokazać swoje uczucia, desperacko, szybko i żywo.
Dave odsunął się od jego pocałunków i Bro po prostu ruszył ustami dalej, na jego szyję, gdzie słony smak jego potu wypełniał mu usta, ale Bro to nie obchodziło.